Hetzer „Cobi” – czyli powrót do dzieciństwa
Jak to składano Hetzera, czyli czołg od Cobi atrakcją dnia.
Jako dziecko uwielbiałam klocki, miałam ich mnóstwo i część dotrwała do dnia gdy mogłam je przekazać swoim synom. Oni klocki też uwielbiają, dlatego często dostają je w formie prezentu od rodziny. Zgadnijcie kto je składał. Co? Barula? Zgadujcie jeszcze raz…
Po robo-czymś z jakiejś nieskończonej ilości klocków, który był tego dnia kolejnym zestawem, odmówiłam dalszego wykorzystywania jako tania siła robocza i ograniczam się do obserwowania działań moich 3 facetów. A oni wszyscy są równie zabawni przy tej robocie. Najmłodszy wkurza się po jakiś 5 minutach i porzuca pracę, najstarszy przygotowuje wszystko zgodnie z nieznaną logiką i potem sam nie może się połapać, a średni wzdycha i składa w zastępstwie najmłodszego, lub pomaga najstarszemu. No dobra, przesadzam, najstarszy zazwyczaj tylko raz się gubi, ale uwierzcie mi, jest się z czego pośmiać. Nie żebym była w tym lepsza…
W dniu w którym przyszła paczka od Cobi mogłam obserwować zachowania moich dzieci podobne do tych prezentowanych przez nasze psice na widok kawała surowej wołowiny. Siedzieli wpatrzeni w pudełko, niemal się ślinili do niego – wspaniały dzień, kiedy to miałam ich całkiem z głowy do powrotu Baruli z pracy. Wtedy to też oblegli go (to niesamowite, że 2 dzieci może oblegać, ale tak to wyglądało) i nie dali spokoju póki nie rozłożył się ze składaniem. Usiadłam na fotelu obok, zajęłam się kombinowaniem, jak wyłudzić dla siebie złożonego Hetzera (no bo to czołg, na dodatek czołg z klocków!) i oczekiwałam chwili znudzenia (najmłodszy), zagubienia części lub niezrozumienia instrukcji (najstarszy) oraz westchnięć z podtekstem „oni znowu to zrobili” (średni). No i się zawiodłam, klocki były dobrze spakowane, instrukcja czytelna, a możliwy do osiągnięcia rezultat zbyt kuszący. Co więcej już po chwili do wspólnej pracy dołączyli inni mieszkańcy naszego domu: w roli nadzorcy roboty Lula (z jej pyska wyczytałam, że tez liczy na podebranie Hetzera dla siebie, niedoczekanie, dla pekińczyków nadają się najwyżej Ft-17), a Pepa czynnie uczestniczyła w budowie (wylizała klocki, nie wiem czy je próbowała, czy okazała im sympatię).
A teraz trochę konkretów od wieloletniego składacza, czyli ode mnie. Klocki są dobrej jakości, ich składanie nie wymaga jakiś strasznych wysiłków, dociskania, wbijania na siłę, bardzo dobrze dopasowane i porządnie zrobione. Instrukcja przejrzysta, bardzo porządna, ma nawet czerwone strzałki (tak Barula, one są czerwone, a nie szare) co gdzie umieścić, oraz ładnie wyszczególnione potrzebne do każdego etapu elementy. Nawet gąsienice, które po wysypaniu składowych wydawały się jakimś koszmarnym zadaniem typu puzzle 3D okazały się dość łatwe do złożenia (a tak liczyłam na podokuczanie mężowi…). Wynik pracy to Hetzer zgodny z pierwowzorem, fajnie się poruszający, wyglądający obłędnie i tutaj dużo szczegółów, którymi zarzucił mnie Barula (silnik, gąsienice itd.). Naprawdę godne polecenia klocki, nie jakaś armyzabawka, ale kawał dobrej roboty, a przy tym świetna zabawa zarówno dla starszych, jak i dla dzieciaków (psy składają tylko pod kontrolą właścicieli – Lula usiłowała ukraść części, ma jednak słabość do niemieckiego drzewka).
Efekt końcowy stał się przedmiotem pożądania, postawiony na honorowym miejscu w kanciapie Baruli został uprowadzony przez kilkoro dzieci przy okazji kinder party. Odzyskany powrócił na swoje miejsce, gdzie każdego dnia przesuwałam go ciut bardziej za inne przedmioty z nadzieją, że zawładnę nim, a Barula tego nie zauważy. Niestety akcja „Hetzer dla pani_od_plastyki” została wykryta i czołg zmienił miejsce na bardziej eksponowane, ale nie martwcie się, tym czy innym sposobem go zdobędę. O ile dzieci mnie nie ubiegną.
autor: pani_od_plastyki
Zdjęcia złożonego modelu nadesłane przez zwycięzców konkursów.
Zdjęcie oryginalnego działa samobieżnego Jagdpanzer 38 (t) „Hetzer” zapożyczone ze strony Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie