Sztuka wojny — nowe stałe kamuflaże są już dostępne!
Jeśli odwiedzaliście ostatnio Sklep premium, to pewnie zauważyliście nowości w zakład
Być może widzieliście go na starych fotografiach przedstawiających okręty z I wojny światowej i z pewnością rzucił Wam się w oczy w grze, na niektórych francuskich krążownikach VI poziomu: były one pokryte od dziobu po rufę niemal psychodeliczną mieszaniną nieregularnych figur geometrycznych, urwanych krawędzi i mocno kontrastujących kolorów.
Czemu to służyło?
Czy ówcześni malarze mieli po prostu taki styl?
Cóż… tak jakby. Ale nie do końca.
Sztuka wojny
Wszystko zaczęło się od Anglika imieniem Norman Wilkinson. Artysta z wykształcenia, który pasjonował się tematyką morską i uwielbiał malować realistyczne obrazy z okrętami na pełnym morzu. Gdy wybuchła I wojna światowa, Wilkinson bez wahania wstąpił w szeregi rezerwy ochotników Royal Navy, gdzie służył dowodząc patrolami zwalczającymi okręty podwodne — ważne stanowisko, biorąc pod uwagę zagrożenie, jakie niosły za sobą niemieckie u-boty dla konwojów zaopatrzeniowych pływających pomiędzy Ameryką i Wyspami Brytyjskimi.
Lusitania — Norman Wilkinson
W dekadzie poprzedzającej wybuch I wojny światowej środowiska artystyczne działały bardzo prężnie. Coraz lepsza jakość fotografii sprawiała, że realistyczne obrazy traciły na atrakcyjności, więc artyści zaczęli eksperymentować z formami abstrakcyjnymi, takimi jak kubistyczne połączenia figur geometrycznych czy jaskrawa kolorystyka postimpresjonizmu. Trendy te błyskawicznie podbiły świat, co nie uszło uwadze Normana Wilkinsona.
„Mam świetny plan, sir…”
W tych okolicznościach Wilkinson zwrócił się do Admiralicji Brytyjskiej w 1917 roku. Twierdził, że próby ukrywania wielkich, stalowych okrętów na otwartym morzu są bezcelowe. Wielkie sylwetki, chmury ciemnego dymu i długie kilwatery to uniemożliwiały. Gdyby tak więc zamiast próbować ukrywać okręty za pomocą kamuflażu spróbować zmylić nim przeciwnika?
Łódź USN Elco PT. IIWŚ
Wilkinson dowodził, że pokrycie okrętu chaotycznymi wzorami z kontrastujących kolorów i nieregularnych kształtów geometrycznych stworzy iluzję optyczną. Efekt miał być podwójny:
- Identyfikacja: Wymalowanie takich linii ukryłoby cechy charakterystyczne okrętu, takie jak maszty, kominy i pokłady — wszystko to, co załogi u-botów wykorzystywały do identyfikacji celu, dzięki której mogli określić jego kluczowe parametry, takie jak długość, maksymalna prędkość i ładowność.
- Intencja: Fałszywe perspektywy, fałszywe cienie, a nawet fałszywe fale na dziobach — iluzje, które wytwarzały dziwaczne kształty i kolory sprawiały, że ciężko było określić co jest dziobem a co rufą, a nawet w który kierunku cel płynie.
Można sobie wyobrazić, że wszystkie te efekty razem wzięte skutecznie utrudniały życie niemieckim podwodniakom, gdy ci próbowali celnie wystrzelić torpedę.
Admiralicji spodobał się pomysł Wilkinsona i powierzyła mu wiodącą rolę w biurze rozwojowym kamuflażu deformującego, gdzie dowodził grupą artystów tworzących tysiące wzorów i testujących je na małych modelach okrętów w prowizorycznym studiu filmowym.
American Camofleurs, c. 1918
Interesujące… Ale czy to się sprawdzało?
No cóż, trudno powiedzieć. Po wojnie przeprowadzono dokładne analizy statystyczne, które wykazały, że alianckie okręty z kamuflażem deformującym miały minimalnie większą przeżywalność od zwyczajnie pomalowanych okrętów. Przy okazji, załogi tych okrętów czuły się nieco bezpieczniej i miały wyższe morale. Choć nie są to gigantyczne osiągnięcia, to w tych mrocznych czasach są one wystarczające, by uzasadnić użycie takich kamuflaży.
Przed wybuchem II wojny światowej do użycia weszły radary i kalkulatory celownicze, które sprawiły, że korzyści z kamuflaży deformujących stały się pomijalne, więc Royal Navy porzuciła projekt. Można je było jeszcze zobaczyć na początku wojny na okrętach U.S. Navy wszystkich typów, a także na lekkich jednostkach Regia Marina oraz ciężkich jednostkach Marine Nationale, na przykład krążowniku Gloire oraz pancerniku Richelieu. Kriegsmarine również przyjęła kamuflaże deformujące w ich minimalistycznej formie — przykładowo kamuflaż Pasy Bałtyckie używany na okrętach Bismarck i Prinz Eugen.
Oczopląs i szaleństwo… Na pewno jest to jakieś podejście do zagadnienia. Ale trzeba by chyba wspomnieć o dodatkowym elemencie układanki związanej z wykrywaniem, a zwłaszcza identyfikacją jednostek jaką jest tak zwana unifikacja sylwetek. Widać ją przy zestawieniu np. krążownika typu Hipper z Bismarckiem, czy w przypadku lekkich i ciężkich krążowników amerykańskich. Jeśli dodamy do tego kamuflaż albo deformujący, albo „pastelowy” oparty o kolorystykę powiązaną z warunkami danego akwenu (oświetlenie, kolor nieba i morza), to okaże się, że w porannej mgle, nawet biegły obserwator, będzie miał problem ze stwierdzeniem, czy widzi ciężki krążownik, czy może już pancernik? Albo w oparze wstającym z morza w tropikach trudno będzie powiedzieć patrząc przez peryskop. czy mamy przed sobą lekki, czy ciężki krążownik… A to na pewno ma znaczenie.