Czerwone maki na Monte Cassino…
Dokładnie 72 lata temu, 2 Korpus Polski pod dowództwem gen. Władysława Andersa po ciężkich i krwawych bojach zdobył klasztor na Monte Cassino, otwierając tym samym wojskom alianckim drogę na Rzym. Sztuka ta nie udała się wcześniej ani Brytyjczykom, ani Nowozelandczykom, ani Hindusom. Pomimo zbombardowania i zburzenia klasztoru, doborowe oddziały niemieckie trzymały się dzielnie i odpierały ataki Sprzymierzonych. Dopiero przemyślane działania gen. Andersa doprowadziły do zatknięcia Biało – Czerwonej na ruinach twierdzy. Ale zacznijmy od początku…
24 marca dowódca 8 Armii gen. Oliver Leese przedstawił dowódcy 2 Korpusu Polskiego propozycję, by to Polacy spróbowali zdobyć Monte Cassino. Po krótkim wahaniu gen. Anders przyjął propozycję (dowódca II Korpusu uważał, że zwycięski szturm na klasztor będzie sukcesem sprawy polskiej i zagłuszy propagandę sowiecką głoszącą, że Polacy unikają walki z Niemcami), a 8 kwietnia, podczas odprawy w Cantalupo poinformował dowódców jednostek Korpusu o tym, jak ważne zadanie postawiono przed nimi. Rozpoczęto planowanie i przygotowania do boju.
11 maja odczytano żołnierzom 2 Korpusu podczas uroczystej odprawy rozkaz dowódcy:
Żołnierze!
Kochani moi Bracia i Dzieci. Nadeszła chwila bitwy. Długo czekaliśmy na tę chwilę odwetu i zemsty nad odwiecznym naszym wrogiem. Obok nas walczyć będą dywizje brytyjskie, amerykańskie, kanadyjskie, nowozelandzkie, walczyć będą Francuzi, Włosi oraz dywizje hinduskie. Zadanie, które nam przypadło, rozsławi na cały świat imię żołnierza polskiego. W chwilach tych będą z nami myśli i serca całego Narodu, podtrzymywać nas będą duchy poległych naszych towarzyszy broni. Niech lew mieszka w Waszym sercu.
Żołnierze – za bandycką napaść Niemców na Polskę, za rozbiór Polski wraz z bolszewikami, za tysiące zrujnowanych miast i wsi, za morderstwa i katowanie setek tysięcy naszych sióstr i braci, za miliony wywiezionych Polaków jako niewolników do Niemiec, za niedolę i nieszczęście Kraju, za nasze cierpienia i tułaczkę – z wiarą w sprawiedliwość Opatrzności Boskiej idziemy naprzód ze świętym hasłem w sercach naszych Bóg, Honor i Ojczyzna.
Generał dywizji Władysław Anders.
Wcześniej, bo 30 kwietnia, dowództwo 2 Korpusu wydało Plan Działań Zaczepnych:
„Zwartym natarciem korpusu po osi Colle Maiola-Massa Albaneta przełamać obronę nieprzyjaciela na kompleksie górskim Monte Cassino, opanować i utrzymać jego płd.-zach. stoki, przez co zapewnić własną obserwację i działanie ogniem w dolinie rzeki Liri oraz izolację klasztoru Monte Cassino, następnie uderzyć i zdobyć klasztor z kierunku płn. (skreślono w rozkazie oper. korpusu nr 1 z 6 maja) płn.-wsch., działanie to ubezpieczyć i osłonić:
a) przez utrzymanie obroną grzbietu Monte Castellone oraz neutralizowanie źródeł ognia na Passo Corno i grzbiecie schodzącym zeń na południe,
b) przez ciągłe obezwładnianie obrony klasztoru do momentu wyjścia nań bezpośredniego natarcia.
Zadanie korpusu:
Odizolować rejon wzgórza klasztornego Monte Cassino od północy i północnego zachodu i uzyskać panowanie nad drogą nr 6 do czasu uzyskania łączności z XIII Korpusem. Natrzeć i zdobyć wzgórze klasztorne.”
Wprowadzenie polskich oddziałów i artylerii na pozycje wyjściowe nie zostało wykryte przez Niemców. Po trzech bitwach, przedpola pozycji niemieckich były silnie flankowane ogniem z Passo Corno, Mass Albaneta, wzgórza 593 oraz ogniem moździerzy i artylerii ciężkiej z rejonu Piedimonte, Belmonte, Atina i San Biagio
Pierwsze natarcie – rozpoznanie walką.
Natarcie rozpoczęło się 12 maja o godzinie 1:00 w nocy, poprzedzone nawałą artyleryjską trwającą od godziny 23:00 poprzedniego dnia. Żołnierze szli do nocnego ataku w zaminowanym, nieosłoniętym terenie, pod niemieckim ostrzałem prowadzonym z bunkrów, skalnych schronów, stanowisk artylerii i moździerzy, których nie był w stanie zniszczyć ponad godzinny ostrzał 1060 dział. W dodatku posuwali się w terenie zupełnie nierozpoznanym, co było wynikiem kretyńskiego rozkazu gen. Leese’a zabraniającego 2 Korpusowi wysyłania patroli rozpoznawczych na ziemię niczyją. Leese chciał ukryć przed Niemcami, że mają przed sobą Polaków, ale spowodował tym wysokie straty wśród idących do ataku na oślep żołnierzy. Jednak dzięki ofiarności Polaków, rozpoznano i oszacowano kierunki następnych natarć.
Do ataku na wzgórza 593 i 569 ruszył 2 Batalion Strzelców Karpackich. Na prawym skrzydle wchodził w Gardziel, z zadaniem zdobycia Mass Albanety, 1 Batalion Strzelców Karpackich wzmocniony czołgami, działami samobieżnymi i saperami (którzy ponieśli ogromne straty). Oba bataliony wyposażone były w granatniki „piat” do rozbijania bunkrów. Mimo silnego ognia zaporowego artylerii niemieckiej i ostrzału z broni strzeleckiej i maszynowej z doskonale zamaskowanych schronów, 2 batalion opanował wzgórze 593 i ruszył na 569, ale został zatrzymany, ponosząc olbrzymie straty. Nieco później dołączył 1 batalion, który w walce stracił 2 czołgi i prawie wszystkich saperów próbujących prowadzić rozminowanie pod ogniem.
Nieprzyjaciel przeprowadził kontratak z rejonu Santa Lucia i Castellone batalionami 1 Dywizji Pancerno-Spadochronowej, ale wszystkie te uderzenia zostały odparte. Najdłużej walczył 2 batalion na 593, który do godz. 6:18 odparł cztery kontrataki. Dla wzmocnienia podciągnięta została kompania kpt. Tadeusza Radwańskiego z 3 Batalionu Strzelców Karpackich, ale sytuacja stawała się coraz cięższa. Do 8:30 polegli dowódcy obu czołowych kompanii i dowódca rzutu odwodowego, mjr Ludwik Rawicz-Rojek, a dowódca batalionu ppłk Brzósko został ciężko ranny. O godz. 8:30 wyszedł kolejny, piąty niemiecki kontratak, który również został odparty, lecz żołnierzom kończyła się już amunicja.
W południe na 593 było już tylko siedemnastu żołnierzy i jeden oficer. Resztę w miarę możności ściągano w tył, by obsadzić przynajmniej pozycje wyjściowe. Straty „Trzeciej Deski” (3 DSK) w dniu 12 maja wyniosły siedmiuset ludzi, głównie z 1. i 2. batalionu. 3 kompania por. Edwarda Maślony z 1 batalionu trwała na stanowiskach na wschodnich stokach Gardzieli do godz. 14:30 13 maja.
Do ataku na Widmo szły: 13 Wileński Batalion Strzelców i 15 Wileński Batalion Strzelców, oba wzmocnione przez saperów i miotacze ognia. Żołnierze bardzo dotkliwie odczuwali ostrzał artyleryjski w kamienistym terenie, wielu zostało kontuzjowanych przez fruwające w powietrzu odłamki skał. Gdy między 2:30 a 3:00 wdarli się wreszcie na Widmo, ich straty sięgały 20% stanu. Siły nacierających topniały coraz szybciej. Kompanie lewoskrzydłowego 15. batalionu zostały poderwane o wpółdo czwartej przez mjr. Leona Gnatowskiego do ataku na wzgórze 575, ale pod silnym ogniem zaległy. Prawoskrzydłowy 13. batalion ppłk. Władysława Kamińskiego ciężko oberwał od flankującego ognia z San Angelo. Po opanowaniu szczytu kompanie ruszyły ku „Górze Anioła Śmierci” jak nazwano San Angelo, ale po około 200 metrach dotarły do głębokiej rozpadliny, która była silnie zaminowana i pełna gniazd karabinów maszynowych. W obliczu całkowitej zagłady dowódca nakazał odwrót do pozycji wyjściowych na wzgórzu 706, gdzie 14 batalion utrzymał stanowiska. O godz. 14 dowódca Korpusu dał rozkaz wycofania na pierwotne pozycje wyjściowe.
Niestety, przygotowanie ogniowe nie dało spodziewanych wyników. Większość artylerii Korpusu (wraz z artylerią brytyjską) posiadała działa zbyt małego kalibru, by niszczyć bunkry nieprzyjaciela. Ogień armat i haubic, pomimo znacznego zużycia amunicji, był mało skuteczny, zaś moździerze ciężkie Polacy otrzymali niemal w przeddzień bitwy, więc obsługa nie zdążyła ich dokładnie poznać i szkoliła się w ich użyciu już podczas bitwy.
Odpoczynek – przygotowanie do ostatecznego natarcia.
W ciągu kilku dni przerwy w działaniach artyleria Korpusu prowadziła ostrzał nękający, a 15 maja dokonała półgodzinnej nawały ogniowej na wzgórza 593 i 569, która miała pomóc ustalić, czy nieprzyjaciel w dalszym ciągu obsadza te punkty. Gen. Leese 16 maja o godz. 7:00 zdecydował o powtórzeniu natarcia następnego dnia.
Decydujące natarcie – Jeszcze Polska nie zginęła!
Przez cztery dni na pozycje nieprzyjaciela spadały bomby brytyjskich dywizjonów ciężkich bombowców. Halifaxy i Lancastery zrzuciły wiele ton bomb, przygniatając i demoralizując nieprzyjaciela. Niemcom groziło głębokie przełamanie frontu przez Polaków na kierunku Albaneta lub San Angelo i tym samym odcięcie ich sił zamkniętych w klasztorze Monte Cassino i obsadzających przyległe wzgórza. 16 Lwowski Batalion Strzelców (Kratkowane Lwiątka, jak o sobie mówili) 16 maja o godz. 22:20 śmiałym wypadem zajął Widmo. Bunkier po bunkrze, schron, po schronie, mozolnie, ponosząc krwawe straty Polacy posuwali się uparcie naprzód, krwawo odpierając kontrataki nieprzyjaciela. Twarda postawa żołnierzy polskich na Widmie zmusiła nieprzyjaciela do wycofania się. Dzięki zdobyciu Widma, zagrożono Niemcom umocnionym na San Angelo, który był kluczowym punktem obrony masywu, skąd też łatwo było przeniknąć w głąb nieprzyjacielskich pozycji, aż do stanowisk ogniowych artylerii. Opanowanie wzgórz 593 i 569 zagroziło stanowiskom moździerzy niemieckich (zgrupowanych na niewielkiej przestrzeni, w tzw. „wąwozie moździerzy”).
17 maja w czasie kontrataku niemieckiego na San Angelo przy wsparciu ciężkich moździerzy, Polacy zaczęli się załamywać i tracić wolę walki. Wtedy wydarzyło się coś niesamowitego, co dzisiejszej młodzieży może wydawać sie dziwne. Sierż. Marian Czapliński (poległ na Linii Gotów), zerwał się na równe nogi z Tompsonem w rękach i zaintonował „Jeszcze Polska nie zginęła”, żołnierze podchwycili słowa hymnu i z gromką pieśnią na ustach ruszyli do przodu zmiatając Niemców. Wsparcia udzielił też 2 pluton 1 kompanii. 16 Batalion pozostał na zdobytych pozycjach. Mjr Jan Żychoń (inne źródła podają Zychoń) z 13 Wileńskiego Batalionu Strzelców, oficer wywiadu, który mimo zakazu dowódcy wziął udział w walce, umierając po postrzale przez snajpera, powiedział: „Za Polskę i dla Polski”.
Drugi atak przyniósł przełom na polskim odcinku: zdobyto i utrzymano Widmo, 593, Monte Castellone i Mass Albaneta. W tej ostatniej fazie bitwy kluczowymi działaniami – dla osiągnięcia ostatecznego zwycięstwa na Linii Gustawa – było przekroczenie rzeki Rapido u jej ujścia do rzeki Liri przez XIII Korpus brytyjski (co związało resztę niemieckich rezerw) i oskrzydlające przełamanie 14 maja linii obronnych przez francuskie kolonialne siły marokańskie i algierskie.
Te dwa alianckie uderzenia, przy polskim parciu od północy grożącym odcięciem części wojsk niemieckich, doprowadziły do wycofania się Niemców na odległą o około 15 kilometrów Linię Hitlera. Skoordynowane natarcie zmusiło nieprzyjaciela do zmasowanego wysiłku na obrzeżach doliny rzeki Liri, a tym samym do osłabienia jego parcia na przyczółek pod Anzio. Te działania pozwoliły na podjęcie działań zmierzających do pogłębienia przyczółka, co nastąpiło 23 maja, równolegle z głównym atakiem sił sprzymierzonych na „Linię Hitlera”. Niemiecka 1 Dywizja Pancerno-Spadochronowa po całodobowych walkach otrzymała rozkaz wycofania się.
Wywiad 2 Korpusu Polskiego przechwycił meldunek niemiecki o wycofaniu się z klasztoru. Nakazano artylerii ostrzeliwać drogi odwrotu nieprzyjaciela. W nocy 17/18 maja 1944 Niemcy opuścili klasztor, obawiając się okrążenia. Ponad stu spadochroniarzy niemieckich ze straży tylnej zeszło z klasztoru na południe, by poddać się oddziałom brytyjskim. Kilkudziesięciu Niemców posuwało się pod ostrzałem w kierunku Monte Cairo.
Klasztor zdobyty! Hejnał Mariacki po ziemi włoskiej się niesie!
Nad ranem nad klasztorem pojawiła się biała flaga. Wysłano patrol 12 Pułku Ułanów Podolskich pod dowództwem ppor. Kazimierza Gurbiela, który, przechodząc bez strat pole minowe o wymiarach 300 na 100 metrów, wkroczył do ruin klasztoru. Wziął tam do niewoli szesnastu rannych żołnierzy niemieckich pod opieką trzech sanitariuszy i zatknął na murach najpierw proporzec 12 Pułku Ułanów, uszyty na poczekaniu przez plut. Donocika, a następnie polską flagę. Dopiero w kilka godzin później, na wyraźne polecenie gen. Andersa, obok polskiej flagi została wywieszona flaga brytyjska. 18 maja 1944 roku w samo południe na ruinach klasztoru Monte Cassino polski żołnierz, plutonowy Emil Czech, odegrał hejnał mariacki, ogłaszając zwycięstwo polskich żołnierzy. Z flagą był też inny ciekawy aspekt. Brytyjczycy, którzy przyszli kilka godzin później (tzw. tyłowcy), opuścili Biało – Cerwoną i podnieśli Union Jacka (w żargonie flaga brytyjska). Wtedy polscy Ułani wycelowali w nich broń i ponownie wciągnęli polski sztandar. Żeby zapobiec awanturze, Gen. Anders zgodził się na wciągnięcie poniżej polskiej, brytyjskiej flagi.
Sukces 2 Korpusu Polskiego polegał na umożliwieniu brytyjskiemu XIII Korpusowi, wejścia w dolinę rzeki Liri bez obawy, że północne skrzydło brytyjskie może zostać zaatakowane przez Niemców z rejonu masywu Monte Cassino.
19 maja wzgórza 575 i San Angelo, które podczas walk zebrały największą daninę krwi zostały oczyszczone przez polskie oddziały z wojsk nieprzyjaciela.
2 Korpus Polski zdobył też Piedimonte, a Passo Corno i Monte Cairo opanowali ułani z 15 Pułku Ułanów Poznańskich w dniach 21-25 maja 1944 roku. Droga na Rzym stanęła otworem. 2 Korpus Polski przerwał w swoim pasie dwie linie obronne Niemców: „Linię Gustawa” i „Linię Hitlera”.
Wieczne Miasto Amerykanie zajęli 4 czerwca, a więc w dwa tygodnie po bitwie.
20 maja dowódca 15 Grupy Armii skierował do 2 Korpusu Polskiego rozkaz, w którym dziękował za zwycięstwo:
Żołnierze 2 Polskiego Korpusu!
Jeżeliby mi dano do wyboru między którymikolwiek żołnierzami, których bym chciał mieć pod swoim dowództwem, wybrałbym Was, Polaków.
Harold Alexander
Polskie walki o masyw Monte Cassino i Piedimonte trwały 13 dni i 20 godzin i były najbardziej krwawe na całym włoskim froncie. W natarciu zginęło 923 żołnierzy, 2931 zostało rannych, a za zaginionych uznano 345, z których 251 powróciło do oddziałów po zakończeniu walk. Jednak już w czerwcu 2 Korpus Polski ponownie wkroczył do akcji, wyzwalając w lipcu 1944 roku Loreto i Ankonę. Wygrana bitwa o Ankonę, ważne miasto portowe, ułatwiła przełamanie niemieckiego systemu umocnień o znaczeniu strategicznym na tzw. Linii Gotów.
W czasach PRL władze, pod dyktando Moskwy starały się umniejszyć znaczenie Polaków podczas tej bitwy, a z gen. Andersa zrobiły bandytę, który chciał rozpętać III Wojnę Światową i wjechać do polski na białym koniu. Na szczęście nie udało im się to i do dzisiaj pamiętamy o Bohaterach spod Monte Cassino.
Wszystkie daty, czasy, nazwiska, wydarzenia i cytaty zaczerpnąłem z książki „Bitwa o Monte Cassino” autorstwa pana Melchiora Wańkowicza, który jako korespondent wojenny brał udział w walkach ramię w ramię z żołnierzami 2 Korpusu. Jak będziecie mieli okazję, polecam przeczytać, w wielu miejscach oczy same się po prostu pocą, no i jest to zapis emocji i przeżyć tak oficerów jak i zwykłych szeregowych żołnierzy.
/Lex
Chyba tam Angelika Piątek stała na zakręcie albo Angelika dulewicz one we dwie całe Kielce obrabiaja oraz smyków i królewiec
Warto przeczytać wspomnienia uczestników tej bitwy, a najlepiej wspomnienia profesjonalnych oficerow (nie dzienikarzy pisarzy czy oficerow prasowych).
Jest kilka takich pozycji.
U nas niestety łatwa skołoność do szafowania czyimś życie i tzw.dojutrkowość, jakoś to będzie.
Mało natomiast chłodnej i przemyślanej kalkulacji i rzetelnej wiedzy popartej doświadczeniem, treningiem i systematyczną nauką.
Maki nie kwitna w maju – to co ja dzis widzialem pod kielcami???
Nie wiem co widziałeś pod „kielcami”, ale jak będziesz kiedyś przypadkiem w księgarni to rozejrzyj się za słownikiem ortograficznym.
Na Monte Cassino nie było żadnych czerwonych maków, to mit. Atak miał miejsce w maju, a maki kwitną………w środku lata.
A mówi ci coś że tam mają inny klimat i jest cieplej? Dlatego tam okres wegetacyjny trwa dłużej (wcześniej się zaczyna i później kończy niż nasz polski).
W skrócie. Cześć i chwała bohaterom
Amen!
Niepotrzebna masakra.
Źle wyszkoleni żołnierze bohatersko dawali się zabić wykonując rozkazy niedoświadczonych słabo wyedukowanych dowódców.
Propagandowa niepotdzebna bitwa okupiona ofiarami ponad trzech tysięcy żołnierzy. Uwiąd intelektualny sztabu w całej swej krasie i to oczewißcie nie tylko naszego ale szczególnie amerykańskiego i ogólnie alianckiego.
Pewien generał miał ambicje zostać prezydentem USA. A inny „Wodzem” naczelnym i kierownikiem państwa.
Nie wiem kolego, kto uczył Cię historii, ale proszę nie kompromituj się… Gdyby nas kaleka z USA nie sprzedał dziobatemu Gruzinowi, to właśnie otwarcie drogi na Rzym, otwarło by szlak Wojsku Polskiemu do wyzwolenia Ojczyzny. A tak „wyzwolili” nas Sowieci… Dodam tylko, że mieliśmy pierwszorzędnych dowódców, natomiast połowa sztabu brytyjskiego to totalni ignoranci – vide marsz. „Monty”, który za swoją klęskę i nieudolne planowanie podczas operacji Market Garden winą obarczył gen. Sosabowskiego, dzięki któremu wielu żołnierzom brytyjskim udało się uratować. Następnie poczytaj cokolwiek, poza komunistyczną szmirą, jak zechcesz się wypowiedzieć, ok?
Jak czytałem twój komentarz pomyślałem – głupek. Ale słowo „oczewißcie” i niemieckie podwójne „s” wszystko mi wyjaśniło. Sczeźnij, trollu.