Fantazyjne bronie, które łączy śmierć#2
Historia wyszukiwania doskonałego designu dla jednoosobowych pojazdów bojowych miała swój początek pod koniec XIX wieku. W latach pierwszej i drugiej wojny światowej wszystkie wcześniejsze projekty mniej lub bardziej wpływały powodując tzw. „modę” na takie pojazdy. Ale popularność kompaktowych pojazdów jedno- i dwuosobowych szybko minęła, ponieważ pozostawiały dużo do życzenia.
Jednak konstruktorzy nie spoczywali na laurach. I nawet w czasie II Wojny Światowej pojawiały się coraz to nowe projekty pojedynczych pojazdów bojowych. Jednym z nich jest niszczyciel czołgów „SIG” autorstwa inżyniera S.I. Halperin z Wotkińska.
Na tle innych dziwacznych i często nierealnych projektów zgłoszonych do siedziby Głównej Dyrekcji w grudniu 1942 roku, ten egzemplarz miał dość zaawansowany stopień badań. Projekt niszczyciela czołgów „SIG” miał posiadać pancerz czołowy o grubości 40 mm, bok i tył – 20 mm. Halperin uważał, że pojazd będzie odporny na ostrzał kul i odłamków każdego kalibru, a także pocisków dział przeciw pancernych do 37 mm z odległości stu metrów.
Podwozie wyglądało jak duże koła o średnicy 1,75 m, symetrycznie ułożone w jednej obudowie. Małe podwójne koła z tyłu przeznaczone do skręcania. Halperin, nie był świadomy tego, że powiela projekt, który pojawił się trzydzieści lat temu. Oznajmił, że jego pojazd będzie bardzo mobilny. Maksymalna prędkość nawet na bagnistym gruncie będzie wynosić nawet do 120 km / h, dzięki silnikowi o pojemności 2.0. Wysokość przeszkód, które pojazd będzie w stanie pokonać mogą wynosić do 0,6 m, o nachyleniu nawet 50 °.
Uzbrojony po zęby
Mówiąc o nowych funkcjach „Wojownika”, jego projektant napisał: „Dzięki znacznie większej prędkości operacyjnej i zwrotnościom taktycznym, niż niemieckie czołgi, wojownik może nagle pojawić się na tyłach wroga i go ostrzelać”. Przeznaczeniem było neutralizowanie piechoty jak i również odciążenie głównych siły od ostrzału wroga. Wynalazca uważał, że szacowana masa bojowa 2,5 tony w zupełności wystarczy.
Pojazd miał posiadać:
- granatnik,
- karabin maszynowy,
- działo przeciwpancerne,
- miotacz ognia.
Te całe uzbrojenie wcale miało nie przeszkadzać w swobodnym poruszaniu się pojazdu. Dla przykładu konstruktor zaproponował, że karabin maszynowy będzie się znajdował w bagażniku i w miarę potrzeb stamtąd wyjmowany. Miotacz ognia to nic innego jak koktajle Mołotowa, które również w tym bagażniku miały swoje miejsce.
Według ekspertów
Autor projektu był przekonany o wyższości niszczyciela czołgów „SIG” pod względem manewrowości i szybkostrzelności nad niemieckimi czołgami średnimi typu I-III, I-IV mającymi ręczny obrót wieży i pozwalają na obrót nie szybciej niż 10 stopni / sek. Kluczem do sukcesu była taktyka – jazda wilczymi stadami.
Jednak, jak słusznie zauważył J. Pasholok „, oprócz nowoczesnej konstrukcji i zaawansowanych broni, niszczyciel czołgów miał wiele wad. Jedną z nich jest załoga – jedna osoba miała wykonywać wszystkie zadania załogi. Brak możliwości obserwacji terenu przy użyciu sprzętu, który w tym czołgu nigdzie nie był zamontowany. Wreszcie silnik, którego o wymiarach pasujących do sylwetki czołgu nikt nie był w stanie skonstruować. Eksperci ostatecznie odrzucili projekt.
„Trudno jest dla jednej osoby obsługiwać pojazd, obserwować pole i przeciwnika, nie wspominając o możliwości oddania strzału” Podobne koncepcje mogą powrócić wraz z nadejściem automatycznego sterowania sprzętem wojskowym.
Przeczytaj także:
Fantazyjne bronie, które łączy śmierć#1