USS Buffalo – ratuj się kto może!!!
Witajcie w sobotę. Tak, wiem, że dzisiaj miały się ukazać przygody załogi sowieckiego krążownika Kronsztadt, ale po przeczytaniu całości, stwierdziłem, że trzeba go napisać od nowa… Także dzisiaj krótka, szybka i niebeletryzowana recenzja innego okrętu, który dostaliśmy do testów, amerykańskiego krążownika Buffalo, który usadowił się na IX tierze. Zapytacie teraz: „Lex, co ty odpafnuczasz, gdzie opowiadanie?!”. Otóż, uwierzcie mi, próbowałem, cztery razy zaczynałem pisać i za każdym razem tekst leciał do kosza. Ten okręt jest tak tragiczny, że jeżeli by to zależało ode mnie to wyprowadził bym go w rejon Rowu Marjańskiego i otworzył kingstony (zawory denne), żeby jak najszybciej poszedł w pełne zanurzenie i nie straszył sobą graczy.
Na papierze, okręt prezentuje się całkiem nieźle. Pancerz waha się od 6 do 229 milimetrów, a pula punktów wytrzymałości to 42500 punktów, więc całkiem przyzwoicie, chciało by się powiedzieć. Niestety, pierwsza, druga i kolejne gry weryfikują te dane. Otóż okręt pali się od byle stodwudziestki, która trafia w maszt, ba, nie musi trafić, wystarczy, że przeleci w odległości dziesięciu metrów, a Buffalo reaguje na to spontanicznym pożarkiem. Nie, nie jednym, trzema!!! Podczas jednej z bitew, w odległości dwudziestu kilometrów zauważyłem nieprzyjacielskie Yamato (a dobrze wiemy, jak on jest celny…). OK, pomyślałem. Płynę do niego dziobem, odległość duża, nawet jak trafi, to maksymalnie za tysiaka, ale nie, koleś wali do mnie z dwudziestu (tak, DWUDZIESTU!!!) kilometrów i co? CYTADELA!!! Połowa punktów wytrzymałości pojechała do cioci Guści na cholerne wakacje!!! Nic to, Basieńka (jak mawiał pan Michał), myślę sobie, teraz ja dziada podpalę! I co? I GUCIO!!! Zasięg głównej artylerii to skromne 14,1 kilometra!!! Fakt, mamy dwanaście armat kalibru 203 milimetry, ale co z tego, żeby oddać celny strzał trzeba podejść na tyle blisko, że przeciwnik, szczerząc zębiska do monitora zdąży nas rozstrzelać pięć razy, zanim my zdążymy choćby wieże w jego kierunku obrócić… Ale ok, myślę sobie, dwa kilometry dalej jest wyspa, stanę za nią, będzie osłona, a ja walnę w klienta parę rybek… i co? I gów…. guwernantka pojechała na urlop, psia kostka. NIE MA TORPED!!!! Sytuację w minimalnym stopniu ratuje radar, hydro (zamienne ze wzmocnioną obroną plot, oraz grupa naprawcza, pozwalająca nam odzyskać choć trochę utraconych PW… Cóż, wracając do wspomnianej wyżej bitwy. Gracz na niszczycielu, widząc, ze mam kłopoty postawił zasłonę dymną, a ja wykonałem manewr niezwyciężonej marynarki francuskiej, czyli, tył na lewo i cała naprzód. Cóż, dużo mi to nie dało. Przez dym nadleciała japońska demokracja kalibru 460 milimetrów i elegancko przewierciła mi rufę, równocześnie rozwalając mi cytadelę (ale ja się pytam, JAK DO CIĘŻKIEJ CHOROBY???!!!) i posłała mnie do diabła…
Żeby nie było, okręt ma dwie pozytywne cechy. Pierwsza z nich to świetna obrona przeciwlotnicza. Dwadzieścia osiem działek kal. 40 mm, szesnaście „dwudziestek” i dwanaście uniwersalnych dział kalibru 127 mm. Również moduł wzmacniający obronę przeciwlotniczą pomaga. Ale. Żeby nie było za różowo, jest on wymienny z hydro. Więc, albo rybki, albo pieski…
Drugim pozytywem jest to, że nie trzeba tym parchem pływać…
Teraz pasowało by jakoś podsumować to wszystko w kilku zdaniach. Mam świadomość, że okręt ma cały czas status WiP (Work in Progress), więc mam nadzieję, że Wargaming weźmie sobie do serca narzekania testerów i CCT-ków, i weźmie okręt z powrotem na warsztat i spróbuje go lepiej zbalansować. Po pierwsze, artyleria i jej zasięg. Celność jest bardzo dobra, ale czternaście kilometrów, to po prostu śmiech na sali. Do poprawy pancerz i „łatwopalność”, uwierzcie mi, chyba przy żadnym z testowanych okrętów tak nie kląłem jak teraz. Po jednej z wczorajszych bitew zauważyłem, że moja żona przygląda mi się w bardzo specyficzny sposób. Kiedy zapytałem co się stało, to odpowiedział, że pierwszy raz słyszała, żebym bluzgał przez pięć minut, ani razu się nie powtarzając…
Cóż, w chwili obecnej, z pełną świadomością ODRADZAM ten okręt. Jeżeli wejdzie w takiej konfiguracji jak obecnie – omijać szerokim łukiem!
A teraz miłego weekendu, a na dniach wyglądajcie beletryzowanej recenzji Kronsztadta – może wreszcie wyjdzie mi tak, że będzie godny zaprezentowania go Wam na łamach Ryko i fb 😉
Udanych łowów Kapitanowie – Paweł Lex Lemański.