Na pokładzie USS Kidd.
Uporczywy dźwięk brzęczyka interkomu wyrwał mnie ze snu. Po omacku sięgnąłem nad głowę – Dowódca, słucham? – CIC* ma informacje, panie kapitanie.
– Zrozumiałem, zaraz przyjdę.
Odwiesiłem słuchawkę i z jękiem zwlokłem się po omacku z koi. spojrzałem na fosforyzujące wskazówki zegarka i ze zdziwieniem spostrzegłem, że udało mi sie zdrzemnąć prawie dwie godziny… Cholerny rekord… Wsunąłem buty i powlokłem sie na pomost bojowy. Obsada była na stanowiskach, skupiona na swoich zadaniach.
– Kapitan na mostku!
– Spocznij, co mamy, pierwszy?
Pierwszy, z krzywym uśmiechem podał mi blankiet depeszy – Chłopaki w CIC zastanawiaja sie, dlaczego do nich nie zaglądasz, Bob.
– Wiesz, że lubię widzieć niebo i czuć morze, inaczej zapominam, że jestem w marynarce, podaj kawy, Artie i streść mi depeszę, bo jeszcze się chyba nie dobudziłem…
Pierwszy podał mi parujący kubek czarnej i gęstej jak smoła kawusi. – Wywiad donosi, że duża grupa wroga idzie prosto na Task Force 52 admirała Halseya. Mamy udać się w celu wzmocnienia osłony głównych sił.
Spojrzałem na niego z powątpiewaniem. Kolejne rewelacje naszych kochanych „inteligentów” z wywiadu… cóż, w Stanach wywiad wojskowy jest podzielony na cztery części:
– Wywiad Marynarki Wojennej (prawie kompletne półgłówki)
– Wywiad lotnictwa (jak wyżej, tylko bez „prawie”)
– Wywiad Wojsk Lądowych (jak wyżej, tylko bez „kompletnie”)
– Wywiad Marines (no, tutaj nie będziemy się wyrażać…)
W każdym razie, doszedłem do wniosku, że to właśnie „spece” z wywiadu przeprowadzili eksperyment z wyrywaniem musze skrzydeł, a gdy ta wkurzona łaziła po blacie, wściekle się na nich gapiąc, ci doszli do wniosku, że po wyrwaniu skrzydeł, mucha traci słuch…
Ale nie było wyjścia, tym bardziej, ze czasem wywiad sie pomylił i podał dobre dane (pierwszy twierdzi, że wróżą z fusów, ja obstawiam szklaną kulę…).
OK, panie pierwszy, zwrot w prawo, kurs prosto na północ, idziemy na spotkanie z TF 52, miejmy nadzieje, że nasze trzy niszczyciele do czegoś sie przydadzą. Miałem przyjemność dowodzić zmodyfikowanym niszczycielem klasy Fletcher. Kosztem zmniejszenia ilości wyrzutni torpedowych do jednej pięciorurowej, wzmocniono uzbrojenie oplot. Obecnie miałem do dyspozycji uniwersalne działa artylerii głównej kal. 127mm w ilości sztuk pięciu, z niezłym zasięgiem ponad 12 kilometrów. Dodatkowo czternaście działek 40mm i dwanaście 20-sto milimetrowych. Czyli piloci wroga musieli sie mieć na baczności. Torped wprawdzie miałem tylko pięć sztuk na salwę, ale za to ich zasieg 9,2 km. pozwalał na skryte atakowanie wroga. Potężne turbiny przekazywały moc na dwie śruby i pozwalały osiagnąc 38 węzłów, choć udało nam sie, po przeciążeniu turbin uzyskać ponad 42 węzły.
wyszedłem na skrzydlo pomostu i rozejrzałem sie po morzu. Dwa Fletchery szły za nami w szyku torowym. Skinąłem z uznaniem głowa i wróciłem na pomost. Spojrzałem na repetytor kompasu* a następnie na wskazania logu*. Szliśmy z przyzwoitą prędkoscią 25 węzłów, nie wlekliśmy się, a za razem nie zarzynaliśmy maszyn.
– Radio do dowódcy!
– Mów, radio.
– Depesza od dowodcy TF 52! „Jesteśmy atakowani przez lotnictwo pokładowe wroga! Nasze samoloty zlokalizowały wrogie lotniskowce na południe od grupy, Jeden lotniskowiec mamy uszkodzony, kiedy dotrzecie?”
– Zaszyfrować i wysłać: „Idę pełną mocą w sile trzech niszczycieli, przewidywany czas około godziny, nadchodzimy od południa, postaramy się przechwycić wrogie lotniskowce. Trzymajcie się! D-ca dywizjonu niszczycieli, kmdr Robert Winters”.
Podszedłem do stołu nakresowego i sprawdziłem pozycje naszych zespołów. – Maszynownia, ponad cała naprzód! Sygnalista, przekazać aldisem* na pozostałe okręty: „ruszamy pełną mocą, nie łamać szyku!”
– Kapitanie*, maszynownia mówi, że sie da, ale nie zalecają.
Przewróciłem oczami w kierunku rozbawionego pierwszego i złapałem za słuchawke interkomu – Maszynownia, tu pomost!
– Zgłasza sie maszynownia.
– Chiefie*, przestań jęczeć i trzęść się nad swoimi turbinami, potrzebuję każdego węzłe, czy to jasne
– Yes sir, ale jak będziemy szli długo pełna mocą, to mogą maszyny nie wytrzymać…
– Mam to w nosie, Al, chcę pełnej mocy, wykonać!
Rzuciłem słuchawka i podszedłem do relingu na skrzydle mostka – Radar do dowódcy, mam dwa silne echa 20 kilometrów przed dziobem!
– Zrozumiałem, przekazać do dywizjonu: „Szyk czołowy, atakujemy!”. To muszą byc japońskie lotniskowce!
Okręty rozwinęły szyk i szły pełna parą. centrala artyleryjska zaczęła wypracowywać dane dla dział i torped. Po kilkunastu minutach zobaczyliśmy dwa wielkie okręty, które właśnie wyrzucały w powietrze kolejną fale samolotów. Pierwsza szła Kaga, a za nią Akagi. – Przekazać aldisem: „atakuje pierwszy w szyku, 620 atakuje drugi, 625 ubezpiecza”.
Okręty zaczęły od siebie odchodzić ustawiajac sie do ataku. Nasz okret zrobił lekki zwrot na prawą burtę, by wszystkie działa mogły skierować sie na cel. – Wróg w zasięgu!
– Ognia!
Działa zaczęły odpalać sekwencyjnie, jedno po drugim, a w kierunku nieprzyjaciela runęła prawdziwa nawała ognia i stali. Wyszedłem na odkryty, górny pomost bojowy i spojrzałem w dół. Wszystkie włazy w wieżach zostały otwarte, a obsługi, rozebrane do pasa, klnąc na czym świat stoi, ładowały i odpalały działa z porażajacą szybkością. Uśmiechnąłem sie z uznaniem i uniosłem do oczu potężną morska lornetkę. Nasze pociski jeden po drugim wchodziły w cel, demolujac nadpudówke i wzniecajac pożary. Nagle z obu stron naszego dzioba, wystrzeliły w powietrze słupy wody. To odezwała sie artleria Kagi – Zygzakujemy, centrala wypracować dane dla torped, podchodzimy na trzy kilometry i rzucamy! Radar, podaj jak podejdziemy!
Okręt szedł zakosami, a mimo to nasze pociski nadal trafiały, nagle nad grzmot dział wybił się wysoki wizg sprężonego powietrza i pięc rybek uderzyło w powierzchnię wody, a następnie rozpoczęło swój morderczy rejs w kierunku bezbronnej burty lotniskowca.
– Zwrot prawo na burt, cała naprzód, nie przerywać ostrzału!
Kidd położył się z gracją wykonując ostry zwrot i zaczął odchodzić od nieprzyjaciela, gdy powietrzem wstrząsnęły potężne eksplozje. Cztery torpedy dosięgły celu. Potężny okręt literalnie zatrzymał sie w miejscu, jak by przydzwonił w niewidzialna ścianę. Wszystkim na pomoście opadły szczęki, gdyż wydawało się niemożliwe, by tak wielka jednostka po prostu stanęła w miejscu… Kaga zaczęła tonąć z przegłębieniem na dziób. Zauważyłem że i drugi lotniskowiec płonął na całej długości i pochylał się na lewą burtę, a nasze dwa niszczyciele pastwiły sie nad nim, jak nad rannym zwierzem. Nagle, nad głowami przeleciały nam z wyciem pośpiesznego pociągu wraże pociski i grzmotnęły w wodę za burtą. Z dymu wyskoczył japoński krążownik, którego w ferworze walki przeoczyliśmy (krył sie w cieniu radarowym za Kagą). Na szczęście zdążyliśmy przeładować torpedy, po przeliczeniu puściliśmy je szerokim wachlarzem, równocześnie ostro sie ostrzeliwując. Po chwili do zabawy przyłączyły się pozostałe niszczyciele. Ale i po naszej stronie były straty. 620 oberwał w dziób, a trafienie wyeliminowało wieże A i B. Po chwili i oni rzucili torpedy. Krążownik nie miał szans wymanewrować. Dziobem władował sie w jedna z naszych, a po chwili kolejne cztery z innych niszczycieli weszły w jego burtę.
– Radio do dowódcy!
– Dawaj, radio.
– „Od dowódcy TF 52 adm. Halsey’a. Dywizjon niszczycieli, Good Job! Wróg się wycofuje, stracił dzięki wam dwa lotniskowce i krążownik liniowy. Główne siły zatopiły cztery pancerniki i kilka krążowników. Straty własne, jeden lotniskowiec uszkodzony, jeden krążownik zatopiony. Dywizjon dołączy do Grupy.”
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na pierwszego – Artie, idę sie kimnąć, nie budź mnie, chyba, że sie będzie niebo walić…
Oczywiście, powyższe opowiadanie jest czystą fikcja literacka, chociaż starałem sie osadzić je w tamtych realiach. Wszystkie opisane okręty istniały, ale akurat nie walczyły bezpośrednio ze sobą. Admirał William Frederick Halsey, Jr., ps. „Bull” (ur. 30 października 1882 w Elizabeth, zm. 16 sierpnia 1959 w Waszyngtonie) – amerykański dowódca wojskowy, oficer Marynarki Stanów Zjednoczonych, admirał floty (awansowany do tego stopnia jako jeden z czterech – obok Ernesta J. Kinga, Williama Daniela Leahy’ego i Chestera Nimitza – dowódców w historii US Navy), uczestnik zmagań na Pacyfiku podczas II wojny światowej. (info za Wikipedią). dowodził Task Force 34.
Okręt, który tu opisałem w tej chwili testujemy. Podałem Wam obecne jego statystyki, lecz, jako że jednostka nadal jest w trakcie testów, jej parametry na pewno ulegną jeszcze zmianie. Na pewno będziemy Was o tym informować. Osobiście bardzo mi się ósmotierowy Kidd spodobał. Jest szybki, zwrotny, „sra ogniem”, wiec z dystansu 10 – 11 kilometrów możemy wesolutko „karać” przeciwnika, prezentując mu podpalenie za podpaleniem. Torpedy, choć tylko pięć na salwę, dają radę i potrafią namieszać, tym bardziej, że maja zacny zasięg ponad 9 kilometrów. Cóż, będę obserwował rozwój tego okrętu, a Wy oczekujcie na test francuskiego krążownika De Grasse, który usadowił sie na VI poziomie i również jest jeszcze w fazie testów.
Przypisy*
– CIC – Combat Information Centre (Bojowe centrum informacji). Inaczej centrum, centrala, gdzie znajdują się stoły nakresowe i plansze sytuacyjne (a współcześnie również pełne centrum informatyczne)
– Repetytor kompasu – wskaźnik danych z żyrokompasu, mocowany w różnych miejscach jednostki (pomost, sterówka, nawigacyjna, etc.)
– Log – Wskaźnik prędkości okrętu, mierzonej w węzłach (milach morskich na godzinę)
– Aldis – Lampa służąca do komunikacji alfabetem Morse’a, wyposażona w żaluzjową przesłonę.
– Kapitan – W US Navy nie ma stopnia „captain” (kapitan). Odpowiednikiem kapitana sił lądowych jest „lieutenant” (w armii to porucznik). Kapitan jest to funkcja – dowódcy okrętu. Wiem, że to pokręcone, ale Marynarka robi to specjalnie, gdyż dzięki temu inne rodzaje wojsk za cholerę nie mogą się połapać i nadal myślą, że komandor podporucznik jest wyższy stopniem od majora i w hotelu dostaje lepszy pokój…
– Chief – oficer mechanik (pierwszy mechanik). W naszej marynarce „czif”
Paweł Lex Lemański
Dobre. Jak zawsze.
Dzięki serdeczne 🙂