Wywiad z dyrektorem Tank Museum
Dzięki uprzejmości portalu historia.org.pl, a także zgodzie ich Wydawcy możecie przeczytać ten interesujący wywiad także u Nas. Przeprowadzili oni rozmowę z dyrektorem Tank Museum. Z niej dowiecie się ile pojazdów liczy kolekcja, w jaki sposób są pozyskiwane maszyny, a także czy współpraca z Wargaming jest istotna dla muzeum w Bovington.
Tank Museum w Bovington to jedna z największych kolekcji czołgów na świecie. Richard Smith, dyrektor tego niesamowitego muzeum opowiedział nam o tej wyjątkowej kolekcji i jej licznych polskich akcentach.
Wojtek Duch: Jaka historia jest tego miejsca, dlaczego właśnie tutaj powstało słynne Tank Museum?
Richard Smith: Czołgi w Bovington są obecne od początku ich istnienia. Jest to ich dom od 1916, gdy powstał tu dla nich obóz treningowy. Tutaj kiedyś szkolono pionierów walki pancernej, dzisiaj stoją absolutnie unikatowe maszyny, w tym unikaty pamiętające I wojnę światową.
Czy muzeum to instytucja należąca do wojska, samorządu, czy instytucja prywatna?
– Kiedyś miejsce, w którym się znajdujemy należało do wojska, ale z czasem przejęła je prywatna fundacja. Działa na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego. Dzięki biletom, fundraisingowi, datkom osób prywatnych, akcjom charytatywnym muzeum generuje 85% potrzebnego dochodu. Pozostałe 15% otrzymuje od wojska.
Ile pojazdów znajduje się w muzeum i które z nich są kluczowe dla kolekcji?
– W tej chwili 315. Trudno wybrać kluczowe, gdyż cała kolekcja muzeum jest wyjątkowa. Jednakże na pewno wyjątkowy jest Little Willie, który jest pierwszym wyprodukowanym przez człowieka czołgiem. Nie typem czołgu, ale w ogóle pierwszym czołgiem na świecie. Do tego ozdobą muzeum jest Tygrys 131, który Brytyjczycy zdobyli w nienaruszonym stanie w trakcie walk w Afryce, to jedyny w całości oryginalny i nadal sprawny od II wojny światowej Tygrys na świecie. Od niedawna także w muzeum jest słynny dzięki filmowi Furia Sherman Fury. Dokładnie ten sam, który brał udział w filmie. Ponadto mamy sporą kolekcję czołgów z okresu I wojny światowej, w tym unikatowe Mark 1, ale także największą na świecie kolekcję czołgów okresu międzywojennego. Oczywiście jest mnóstwo pojazdów z II wojny światowej i okresu zimnej wojny. Nasze muzeum opowiada historię rozwoju tej broni od pierwszej maszyny po najnowsze zdobycze techniki wojennej.
W jaki sposób je pozyskujecie?
– Przeróżnie, najczęściej jest to dar państwa lub osoby prywatnej. Czasami wymieniamy się z innymi muzeami. Kilka z nich, jak wymieniony Tygrys to
pojazdy zdobyte w wojnie i przetransportowane do nas. Mamy także olbrzymi warsztat, w którym stare lub uszkodzone czołgi przywracamy do świetności.
Czy oprócz Tygrysa 131 także inne czołgi są sprawne, tzn. można do nich wsiąść i odjechać?
– Jeśli masz na myśli po prostu wejście do jednej z maszyn i odjechanie, to może to być trudne. To jak z samochodem, który owszem jest sprawny, ale jeśli trzymasz go 40 lat w garażu to może nie odpalić. Uruchomienie czołgu wymaga jednak pewnych nakładów pracy. Ale mimo to, w naszych imprezach, aż 61 obecnych tutaj maszyn bierze udział, z czego 15 pochodzi z II wojny światowej. Są to m.in. Tygrys, Stuart, Matilda, T34, Valentine, Sherman i wiele innych.
Czy wśród nich znajdują się eksponaty związane z polską historią, albo w inny sposób historia mojego kraju jest obecna w Bovington?
– Mamy wiele pojazdów związanych z historią polskiej armii. W kolekcji znajdują się także polskie mundury. Jednym z polskich czołgów jest T-72, którego wymieniliśmy na brytyjskiego Chieftaina. Prowadzimy bogate kontakty z Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy, korespondujemy, wymieniamy się informacjami i dokumentami. Są też pojazdy z polskimi insygniami. Także jednym z darczyńców muzeum jest prof. Ryszard Ogórkiewicz.
Może Pan o nim powiedzieć więcej?
– Prof. Ogórkiewicz to znawca technologii. Był wykładową na Akademii Wojskowej w Londynie i cenionym na świecie specjalistą i konsultantem z zakresu budowy czołgów. Autor kilku książek o historii i technologii budowy czołgów. Utrzymujemy z nim stały kontakt.
Zauważyłem, że w Muzeum znajduje się Cromwell z insygniami 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka…
– Tak, ale niestety nie jest to maszyna pochodząca z 1 Dywizji. Została pomalowana w ten sposób, by oddać szacunek polskim żołnierzom. Dywizja gen. Maczka zapisała wspaniałą historię wojsk pancernych, jej wkład w zwycięstwo Aliantów na Zachodzie i wyzwalanie Belgii i Holandii był olbrzymi.
Czy dla muzeum współpraca z takim partnerem, jak Wargaming jest ważna i przekłada się na popularność miejsca?
– Tak, odwiedza nas mnóstwo fanów gry. To dobra mieszanka. My mamy realne czołgi, dzielimy się arkanami historii, zdjęciami, dokumentami, a Wargaming umożliwia wirtualną zabawę, w której można poprowadzić czołg. Gra ma olbrzymią popularność promując historię, promuje także nas. Jednym z przykładów przełożenia gry na realne zainteresowanie jest czołg Tog. Przed pojawieniem się World of Tanks nie wzbudzał większego zainteresowania, obecnie jest jednym z najchętniej fotografowanych pojazdów.
Oprócz współpracy z Wargamingiem organizujecie także imprezy na terenie Muzeum, promocja historii jest dla Was bardzo ważna…
– Tak to dla nas bardzo ważne i jeden z naszych najważniejszych celów. Organizujemy wiele wystaw i imprez. Zapraszamy przede wszystkim na Tiger Day, na który uruchamiamy Tygrysa 131, a także Tankfest, gdzie z bliska można zobaczyć wiele więcej znanych maszyn.
Źródło: historia.org.pl
Szkoda, że nie ma takiej współpracy z Muzeum Wojska Polskiego… lub innego pancernego w Polsce.
„Jednym polskich z czołgów…” – poprawcie.
Dzięki. Poprawione
Ok, spoko. Fajnie się Was czyta, oby więcej newsów na tej stronie.
Staramy się. Jeszcze raz dzięki 🙂