Wielka Brytania: Przejście z myśliwców drugiej generacji do trzeciej generacji
W admiralicji brytyjskiej wierzono, że lotniskowce powinny być kluczowym elementem głównej floty morskiej, a ich najważniejszym zadaniem miało być wspieranie pancerników, tak jak w przypadku Bitwy Jutlandzkiej.
Jak konkretnie miało wyglądać to wsparcie? Brytyjczycy początkowo wyróżniali cztery podstawowe funkcje samolotów morskich: myśliwce (oznaczane literą F), torpedowe (T), rozpoznania artyleryjskiego (S) i zwiadowcze (R). Uznano jednak, że niemądre byłoby utrzymywanie wielu różnych modeli samolotów, z których każdy pełniłby pojedynczą rolę. W tamtych czasach trzon floty lotniskowców stanowiły trzy przebudowane krążowniki, stare okręty klasy Furious o bardzo skromnej pojemności hangarów. Zwyczajnie nie było więc miejsca na przenoszenie czterech różnych typów samolotów w wystarczających ilościach. Zaszła więc konieczność łączenia ról samolotów.
Najłatwiej było oczywiście połączyć samoloty klas S i R stosowane do prowadzenia rozpoznania artyleryjskiego i operacji zwiadowczych. W obu przypadkach niezbędna była możliwość długich lotów, podczas gdy prędkość spadała na drugi plan (okręty wroga i tak nie były w stanie im uciec). Oba rodzaje samolotów korzystały na możliwości montażu pływaków, które pozwalały na operowanie z innych okrętów i wykrywanie dla nich przeciwnika lub prowadzenie rozpoznania z prowizorycznych baz na wybrzeżach. Tu właśnie „lustrzane” myślenie pokryło się z myśleniem typowym dla Brytyjczyków, którzy wierzyli, że jeśli będą chcieli wykrywać okręty przeciwnika i korygować ogień artyleryjski przy pomocy samolotów, to przeciwnik będzie starał się robić to samo. Trzeba więc było stworzyć możliwość zestrzeliwania zwiadowców przeciwnika będących poza zasięgiem baterii przeciwlotniczych. Do tego niezbędne były myśliwce startujące z pokładu lotniskowca. Co więcej, myśliwce takie powinny patrolować nieustannie niebo, a cała eskadra byłaby skuteczniejsza niż pojedynczy samolot. Żeby móc nieprzerwanie patrolować przestrzeń powietrzną, potrzeba było około 15 samolotów. Nie pozostawiało to miejsca na samoloty, które mogłyby pełnić inne funkcje. Można sobie również wyobrazić, że przeciwnik także będzie posiadał w powietrzu swoje myśliwce, które zwalczałyby samoloty rozpoznawcze i utrudniałyby skuteczne ostrzeliwanie swoich okrętów. Co więc w tej sytuacji zrobić?
Hawker Osprey
Rozwiązanie było dość oczywiste – samolot łączący role myśliwca i zwiadowcy! Wprawdzie taki samolot musiałby posiadać duży zapas paliwa i drugiego członka załogi, który pełniłby funkcje radiooperatora, obserwatora i nawigatora, a co za tym idzie – nie byłby doskonałym myśliwcem. Mógłby jednak zestrzelić wrogi samolot rozpoznawczy i odeprzeć atak lub uciec wrogim samolotom patrolowym. Mógłby również eskortować powolne bombowce torpedowe w trakcie długich misji szturmowych. W taki oto sposób powstał Hawkey Osprey, dwumiejscowy samolot typu FR. Jednak jego niedostatki w charakterze myśliwca były ewidentne, przez co w służbie musiał pozostać klasyczny jednomiejscowy Nimrod.
Hawker Nimrod
Ponieważ rozpoznanie uważano w tamtym czasie za kwestię kluczową, zdecydowano o nadaniu roli zwiadowczej bombowcom torpedowym. Gdy samoloty te nie przenoszą torped, ich długość lotu pozwala na pełnienie tej funkcji. Tak narodził się słynny samolot typu TSR – Fairey Swordfish.
Fairey Swordfish
W połowie lat 30. na pokładach brytyjskich lotniskowców stacjonowały więc dwa rodzaje dość archaicznych myśliwców i jeden samolot uderzeniowy, który również mocno odstawał od swoich ówczesnych odpowiedników: były to trzy „najnowsze” dwupłatowce czwartej dekady XX wieku!
Wtedy to w admiralicji narodził się nowy pomysł. Eksperymenty z bombowcami nurkującymi pokazały, że trafienie manewrującego okrętu z lotu poziomego jest praktycznie niemożliwe. Przy bombardowaniu z lotu nurkowego było to nadal trudne, ale jednak wykonalne. W tym czasie zrzucanie bomb na pancerniki praktycznie mijało się z celem. Bomby musiały być zrzucane z bardzo dużej wysokości, w przeciwnym wypadku pancerny pokład wytrzymywał uderzenie. Jednak trafienie bombą z dużej wysokości było bardzo trudnym zadaniem. Uznano więc, że siły morskie można chronić przed atakiem odwetowym uniemożliwiając po prostu start wrogich samolotów. Wymagało to szybkiego bombowca nurkującego i słowo „szybkiego” było tu kluczowe. Zarówno szybkość w locie nurkowym, która poprawia skuteczność ataku, jak i prędkość w locie poziomym były ważne. W pojedynku lotniskowców liczy się, kto zada pierwszy cios.
Zanim atak nastąpi, wrogi lotniskowiec będzie już wiedział, że został wykryty i pierwsze, co zrobi, to wyśle w powietrze wszystkie dostępne myśliwce (a nie tylko pojedynczą eskadrę, jak w przypadku zwiadu). Potrzebne więc będą myśliwce eskortowe, a ponieważ potrzebny byłby samolot znacznie szybszy od dostępnych dwupłatowców, myśliwce, które posiadała Royal Navy nie mogłyby eskortować eskadry szybkich bombowców nurkujących. Z drugiej strony szybki jednopłatowiec nie mógłby eskortować bombowców torpedowych.
Jak więc pogodzić te trzy typy potrzebnych myśliwców? Jeden do zwalczania wrogiego lotnictwa, drugi do eskortowania dwupłatów i trzeci do eskortowania bombowców nurkujących? Przy takiej ilości myśliwców na lotniskowcu zabrakłoby miejsca dla innych rodzajów samolotów!
Skorzystano więc z typowo brytyjskiego rozwiązania: jeśli posiadasz szybki bombowiec, to pozbądź się bomby, a otrzymasz nieco ociężały, ale jednak szybki myśliwiec. Wtedy ten nowy samolot będzie mógł eskortować sam siebie! W ten sposób złożono zamówienie wojskowe o oznaczeniu 0.27/34 na samolot typu FDB (myśliwiec/bombowiec nurkujący). Narodził się pierwszy brytyjski morski samolot trzeciej generacji, Blackburn Skua.
Samolot okazał się całkiem dobry. Jego szybkość pozwalała na przebijanie się przez zasłony myśliwców dwupłatowych bez angażowania się w walkę, uderzenie w cel i bezpieczną ucieczkę. Bez bomby jego uzbrojenie wsteczne pozwalało na odparcie ataków wrogich myśliwców próbujących dopaść eskortowane bombowce.
Zgodnie z ówczesnymi założeniami na pokładach brytyjskich lotniskowców nie było żadnego klasycznego myśliwca, z wyjątkiem wielozadaniowego Swordfish i nieco mniej uniwersalnego Skua. Tak wyposażony był Ark Royal, najnowszy lotniskowiec brytyjskiej marynarki.
Jednak historia potoczyła się tak, że Skua nigdy nie spełnił przeznaczonej mu roli. Nigdy nie miał okazji, by zaatakować lotniskowiec w dużej bitwie i odeprzeć atak myśliwców na brytyjskie eskadry szturmowe.
Z różnym powodzeniem Skua używany był do zwalczania nalotów niemieckich bombowców i okazał się niemal bezradny w starciu z lądowym samolotem Bf.109. Nie projektowano ich z myślą o takiej walce, ale wymagała tego sytuacja.
Skua może jednak zapisać na swoje konto wyjątkowe osiągnięcie – pierwsze zatopienie okrętu bojowego bombardowaniem z lotu nurkowego. Jego ofiarą padł niemiecki okręt Königsberg. Należy jednak odnotować, że bombowce wystartowały z lądu, a nie z pokładu lotniskowca. Ponadto, niemiecki krążownik nie manewrował przy pełnej prędkości na otwartym morzu – był zakotwiczony w norweskim porcie w Bergen, dokonując napraw koniecznych po przyjęciu ostrzału baterii przybrzeżnych. Jednak krążownik został zatopiony i ostatecznie to jest najważniejsze.
Podsumujmy wyniki brytyjskiej „zmiany pokoleniowej”. We wszystkich podjętych decyzjach była pewna logika. Jednak leżący u ich podstaw zamysł był błędny.
Uważano, że samoloty nie będą w ogóle musiały walczyć z lotnictwem lądowym. W 1930 roku rząd Jego Królewskiej Mości nie spodziewał się, że za 10 lat wybuchnie wojna. A gdyby do niej doszło, to w tamtych czasach najbardziej prawdopodobnym wrogiem była Japonia, przeciwko której walczono by na Oceanie Spokojnym. Uważano, że losy konfliktu rozstrzygnięte będą przez wielką bitwę pomiędzy flotami, podobną do Bitwy Jutlandzkiej czy pod Cuszimą, prawdopodobnie gdzieś w okolicach Singapuru, głównej twierdzy Brytyjczyków na Pacyfiku. Skąd w takiej sytuacji miałyby się pojawić japońskie samoloty lądowe?
Nawet, gdyby takie niebezpieczeństwo się pojawiło, głównym środkiem obrony floty było maskowanie. A gdyby to zawiodło, nic nie mogłoby już pomóc. Na oceanie nie ma linii frontu i nie da się stworzyć systemu rozpoznania powietrznego, wczesnego ostrzegania i komunikacji. Jedynym sposobem na wykrywanie wrogich sił lotniczych były w tamtych czasach oczy marynarzy na mostku lotniskowca lub, w najlepszym wypadku, na mostku niszczyciela znajdującego się kilka kilometrów od lotniskowca (i w sytuacji idealnej, znajdującego się po właściwej stronie). Jeśli więc można wysyłać własne myśliwce dopiero po wykryciu szybkich bombowców nurkujących atakujących z wysokiego pułapu, to jest już za późno. W takiej sytuacji rolę głównej obrony przeciwlotniczej bierze na siebie artyleria przeciwlotnicza. Start własnych myśliwców może nawet przynieść więcej szkód niż pożytku, ponieważ utrudnia prowadzenie ognia przez działa przeciwlotnicze. Jeśli w powietrzu nie ma żadnych sprzymierzonych samolotów, można śmiało pruć do wszystkiego co lata i nie tracić czasu na wybór celu.
Szybki rozwój systemów radarowych, które uczyniły myśliwce skutecznym sposobem obrony przeciwlotniczej, nie mógł być wtedy przewidziany.
Gdy już zbudowano wokół tych założeń system uzbrojenia, konieczna była szybka zmiana priorytetów. Już w 1935 roku porzucono marzenia o „spokojnej dekadzie”. Rząd brytyjski był pewny, że wojna w ciągu najbliższych pięciu lat jest nieunikniona i że najprawdopodobniej wybuchnie w Europie. Wrogiem byliby Włosi, którzy nie posiadali lotniskowców, ale posiadali bardzo silne lotnictwo lądowe. Teatrem działań wojennych nie byłyby otwarte oceany, na których kluczowy jest kamuflaż, ale Morze Śródziemne, na którym ciężko było ukryć coś większego niż łódź rybacka. Plany i programy trzeba było błyskawicznie zmienić. Wojna wybuchła w najgorszym momencie, jak to zwykle bywa, niwecząc wszystkie plany.
Jak na ironię brytyjskie samoloty morskie trzeciej generacji nigdy nie miały okazji na zmierzenie się z wrogimi samolotami morskimi w walce powietrznej, poza jednym jedynym wyjątkiem w kwietniu 1942 roku w Niedzielę Wielkanocną, w czasie japońskiego ataku na Cejlon. Ale Brytyjczycy nie wykorzystali tej szansy. Morskie samoloty Fulmar wystartowały z lądu i spieszyły na pomoc staremu lotniskowcowi Hermes, który próbował uciec przed atakiem silnej grupy japońskiej. Nie zdążyły. Okręt nie stawił znaczącego oporu i szybko poszedł na dno pod ciosami japońskich bombowców nurkujących. Brytyjskie samoloty morskie musiały mierzyć się z lotnictwem lądowym przez całą wojnę.
Źródło: Portal WoWs
multi to grzyp