Gunboaty pod banderą Wschodzącego Słońca.
Ostatnimi czasy w naszej ulubionej grze dzieje się dużo ciekawych rzeczy. Nocna operacja tygodniowa, kolejny sezon bitew klanowych, a WG rozpieszcza nas obniżkami na okręty premium. Również my, CCT-cy nie próżnujemy. Dostaliśmy kilka nowych jednostek do testów. Niestety, większość z nich nadal objęta jest klauzulą tajności. Na szczęście dwa nowe japońskie niszczyciele, które trafią na szczyt drzewka Nipponu na tierach IX i X zostały już dopuszczone do publikacji. Okręty te są bardzo nietypowe, jak na japońskie jednostki. Duży nacisk położono w nich na artylerię, zaś broń torpedowa została zepchnięta do drugiej linii. Oba okręty zostały uzbrojone w jedną sześciorurową wyrzutnię torped o zasięgu 12 kilometrów i prędkości torped 67 węzłów. Wydaje się to mało dla maniaków japońskich DD-ków, lecz uwierzcie, te okręty nadrabiają brak torped szybkostrzelnością i ilością artylerii głównej. Dziewiątotierowy Kitakaze posiada osiem dział kalibru 100 milimetrów o zasięgu 12,5 kilometra i piorunującej jak na japońskie DD-ki szybkostrzelności 2,8 sekundy! Również obrót wież jest świetny jak na Japończyków. Przerzucenie dział z jednej burty na drugą zajmuje nam tylko 11,2 sekundy! Może to być niezłe zaskoczenie dla oponentów… re wartości pozwalają nam pływać sobie wesolutko pomiędzy wrażymi jednostkami i podpalać je praktycznie każdą salwą. Również kamuflaż Kitakaze jest niezły. Z nałożonym kamuflażem i perkiem na dowódcy okręt z powierzchni można dostrzec z odległości 5,9 kilometra na poziomie morza i z 3,6 kilometra z powietrza. Dziesiątotierowy Harugumo ma dwa działa więcej. Jego dziesięć armat kalibru 100 milimetrów wysyła srogie piguły na dystans 12,6 kilometra z szybkostrzelnością 21 pocisków na minutę (strzał co 2,8 sekundy!). Możecie sobie wyobrazić wściekłość naszego adwersarza, który właśnie zgasił pożary, a nadlatujące z naszego okrętu pociski powodują, że jego łajba zaczyna się fajczyć od dziobu do rufy… Również prędkość obu jednostek jest niezła i wynosi 33 węzły dla IX i 35,7 dla X tieru (oczywiście bez flag i „dopalacza”. Na obu okrętach mamy moduł przyśpieszonego ładowania torped, dzięki któremu jesteśmy w stanie w ciągu 5 sekund wysłać w stronę wroga dwie wiązki rybek, po sześć w salwie.
Dotarliśmy zresztą do wspomnień wiceadmirała Yamashido Tanaki, który w czasach wojennej zawieruchy na Pacyfiku dowodził IJN Harugumo. Więc bez nadmiernego lania wody oddajmy mu głos…
13 czerwiec 1943 rok. Środkowy Pacyfik. Godz. 0800. Pozycja 0°07′ North 172°16’East.
Po dwóch tygodniach na nowym okręcie, powoli zacząłem się przyzwyczajać do jego nietypowego uzbrojenia. Na poprzednich niszczycielach, którymi dowodziłem, główny nacisk kładziono na uzbrojenie torpedowe. Artyleria pełniła tylko funkcję pomocniczą, a jej potężne, jak na niszczyciele działa, miały za zadanie zatopić wrogi niszczyciel już pierwszą salwą. Ta wojna jednak okazała się zupełnie inna niż się spodziewano. Główną siłą uderzeniową nie były już potężnie uzbrojone i opancerzone pancerniki, ale szybkie, przenoszące wielką ilość samolotów lotniskowce. Zmieniły się też zadania niszczycieli. Teraz naszym zadaniem była osłona przeciwlotnicza. Dziesięć dział kalibru 100 milimetrów, uzupełnione przez dwanaście szybkostrzelnych działek 40-sto milimetrowych i szesnaście 25-cio milimetrowych siały spustoszenie wśród samolotów białych diabłów. Równocześnie, amunicja odłamkowa, której używaliśmy przeciw lotnictwu, świetnie spisywała się w walce z okrętami wroga.
Siadłem w fotelu dowódcy i poczułem nagle czyjąś obecność. Pierwszy skłonił się lekko podając mi parujący kubek – Herbata, Tanaki san. – Skinąłem głową, z wdzięcznością przyjmując aromatyczny, parujący napój – Arigato Motobo san. – Mój przyjaciel, a zarazem mój zastępca uśmiechnął się lekko – Nasz dywizjon prezentuje się wspaniale, to dobre okręty, a załogi są gotowe umrzeć za cesarza. Spojrzałem za okna mostka na dwa wysmukłe okręty idące z nami w szyku czołowym. – Masz rację, Motobo. Młodzi, hardzi, wierni kodeksowi Bushido… Tylko może czas pomyśleć, kto po wojnie odbuduje nasz kraj, jak ich zabraknie? – Pierwszy skłonił głowę. Ten potomek starego rodu samurajów od dziecka cenił bardziej honorową śmierć w walce, niż życie, choć ostatnimi czasami, taka postawa zaczęła się udzielać większości ludzi w Cesarstwie. Śmierć w służbie cesarza była najwyższym możliwym zaszczytem. Przeniosłem wzrok dalej, na dwie potężne sylwety lotniskowców, które osłanialiśmy. Taiho i Shokaku szły w szyku torowym z prędkością dwudziestu węzłów. Koło ich burt płynęły w równych odstępach ciężkie krążowniki, stanowiące ich bezpośrednią osłonę. – Radio do dowódcy! – Uniosłem ze zdziwieniem brwi – Ktoś zniósł ciszę radiową? – radar z Taiho wykrył dużą formację samolotów idącą w naszym kierunku! – Zerwałem się z fotela – Ogłosić alarm bojowy, załoga na stanowiska! Ostry, tnący jak brzytwa sygnał dzwonków alarmowych rozbrzmiał w najgłębszych zakamarkach okrętu. Załoga błyskawicznie obsadziła stanowiska działek przeciwlotniczych. Pierwszy skłonił się i pobiegł na swoje stanowisko alarmowe w centrali kierowania ogniem. Zauważyłem kartkę czerpanego papieru, który zawsze nosił przy sobie. Zapisał na niej krótki poemat, oczekiwałem haiku, ale ten był dłuższy:
„Czas mój się wypełnia
Wraz z towarzyszami broni stanę
Czy polec mi pisane, czy żyć
ale wiedzcie, że dla Nipponu i cesarza ofiarę tę czynię…”
Delikatnie złożyłem kartkę i schowałem ją do kieszeni na piersi. Okręty wchodziły do walki…
13 czerwiec 1943 rok. Środkowy Pacyfik. Godz. 1130. Pozycja 0°08′ North 174°18’East.
Nasze niszczyciele wyszły przed czoło formacji i rozwinęły szyk. Za nami, z lotniskowców poderwano wszystkie myśliwce i samoloty uderzeniowe. Nasi piloci jak szaleni runęli na wrogie bombowce, a lotniskowce zrobiły zwrot, żeby nie wejść w zasięg artylerii wroga. – Komandorze, okręty na wprost! – Podniosłem do oczu idealnie wyważoną morską lornetę niemieckiej produkcji i moim oczom ukazały się dwa amerykańskie niszczyciele, które szyły z dziobowych dział w naszym kierunku. – Zwrot na sterburtę! Wszystkie działa na prowadzący niszczyciel! – Nasze dziesięć stumilimetrowych armat zaczęło wysyłać co niecałe 3 sekundy pociski burzące w kierunku wroga. Jankes również zrobił zwrot i był to ostatni błąd w jego życiu. Pocisk z rufowej wieży nr 3 trafił idealnie w jego torpedy i okręt białych diabłów zniknął w potwornej eksplozji. Niestety, po naszej stronie również pojawiły się pierwsze ofiary. Płynący za nami Kitakaze wyraźnie zwolnił, a sygnalista z jego pomostu nadał aldisem, że mają rozbite rufowe wieże i uszkodzoną maszynę. Równocześnie z lotniskowców dostaliśmy ostrzeżenie o zbliżających się dużych okrętach wroga. W rzeczy samej, parę stopni w lewo od dziobu zauważyliśmy wychodzący zza wyspy USS Missouri, który wywalił salwę burtową do krążownika Ibuki, który nagle zaczął się zataczać jak pijany zając po wizycie w wytwórni sake. Druga salwa dopełniła dzieła zniszczenia i krążownik zaczął się pogrążać w falach z przegłębieniem na dziób. W międzyczasie, amerykański pancernik zbliżył się do nas na dziesięć kilometrów. – Odpalić torpedy! – Sześć groźnych cygar uderzyło z pluskiem w powierzchnię wody i rozpoczęło swój śmiercionośny bieg w kierunku bezbronnego kadłuba. Nieopacznie zbliżyliśmy się do Missouri na około pięć kilometrów. W międzyczasie automat ładowniczy załadował świeże torpedy do wyrzutni. Uniwersalna artyleria Jankesa zaczęła do nas naparzać, powodując uszkodzenia naszego steru i przewodów parowych. Rzuciliśmy dym i pod jego osłoną zaczęliśmy się oddalać od przeciwnika, w którego kadłub uderzyły cztery z naszych sześciu torped. Ale nie zrobiło to na nim zbyt wielkiego wrażenia… Zaczęliśmy się wycofywać z pola walki w kierunku naszych lotniskowców, by zapewnić im wsparcie, a zarazem dokonać drobnych napraw.
Oczywiście powyższe wspomnienia, to całkowita fikcja literacka, która powstała w chorym umyśle autora.
Czy warto robić te okręty? Jak najbardziej tak! Mają niezłe torpedy (a pojedynczą wyrzutnię rekompensuje moduł szybkiego przeładowania), a ich szybkostrzelna artyleria masakruje wraże niszczyciele. Również fajnie można wkurzać przeciwnika płynącego pancernikiem, czy krążownikiem. Stajemy sobie w dymku i podpalamy wesolutko klienta, który nie nadąża z gaszeniem pożarów (sprawdzone osobiście!). Także, jak tylko wejdą, to wszyscy maniacy DD-ków – ROBIĆ JE!
Paweł Lex Lemański