30 sekund nad Tokio.
Równo 75 lat temu, 18 kwietnia 1942 roku miała miejsce jedna z najbardziej spektakularnych operacji powietrzno – morskich II Wojny Światowej. Do historii przeszła jako „Rajd Doolittle’a”.
Podczas burzliwego zebrania Kolegium Połączonych Szefów Sztabu, które miało miejsce 21 grudnia 1941 roku, ówczesny prezydent USA, Franklin D. Roosevelt, wściekłym głosem, ciskając gromami na generalicję, domagał się opracowania planu operacji, która uderzyła by prosto w serce Cesarstwa Japonii. Miała to być symboliczna zapłata za atak na Pearl Harbor. Prezydent wiedział, że taka operacja nie będzie miała żadnych aspektów strategicznych, lecz poważnie podniesie morale narodu, który nadal przeżywał masakrę w Pearl. Problem był dosyć złożony. Nie można było użyć lotnictwa pokładowego, startującego z lotniskowców, gdyż potężna wtedy, Zjednoczona Flota Cesarska, posłała by go na dno, a na taką stratę, Amerykanie nie mogli sobie pozwolić. Również atak lotnictwa armii nie wchodził w grę, gdyż Jankesi nie posiadali samolotów o odpowiednim zasięgu i udźwigu, które mogły by zostać wykorzystane.
Kapitan Francis Low, asystent szefa sztabu admirała Kinga, wpadł na pomysł użycia średnich bombowców lotnictwa armii, które miały by wystartować z pokładu lotniskowca, a ze względu na swój zasięg mogły to zrobić z dużo większej odległości niż samoloty pokładowe. Pomysł ten zaświtał genialnemu oficerowi, gdy idąc przez lotnisko zobaczył pilotów, którzy startowali z wymalowanych na lotnisku konturów, mających imitować pokład lotniskowca. Ponieważ nie był specjalistą od lotnictwa morskiego, udał się ze swoim pomysłem do kolegi oficera, który, po przejrzeniu materiałów dostarczonych mu przez Low’a, stwierdził, że po niedużych modyfikacjach samolotów, pomysł może wypalić.
Po długich analizach, do akcji postanowiono użyć świetnego (po wojnie uważanego za najlepszy w swojej klasie), średniego bombowca B–25 Mitchell. 3 lutego 1942 roku w bazie Norfolk, dwa, jeszcze niezmodyfikowane samoloty, załadowano na pokład lotniskowca USS Hornet, celem sprawdzenia czy start takiej maszyny z pokładu jest w ogóle możliwy. Próba wyszła nad wyraz dobrze. Pierwsza maszyna ustawiła się na pozycji startowej, a pilot zaczął piłować silniki na pełnych obrotach, równocześnie wysunął do oporu klapy. Lotniskowiec wykręcił pod wiatr, i w momencie, gdy dziób znalazł się pomiędzy falami, pilot zwolnił hamulce. B-25 runął do przodu. Pilot idealnie wyliczył, samolot minął próg pasa w momencie gdy dziób okrętu znalazł się na szczycie fali. Obserwatorzy na pokładzie zamarli, gdy Mitchell zniknął poniżej dziobu, lecz w tym samym momencie maszyna z wyciem silników pojawiła sie znowu, mozolnie zwiększając wysokość. 30 sekund później, druga maszyna znalazła się w powietrzu. Bombowce dwukrotnie okrążyły okręt, zamachały skrzydłami i skierowały się w kierunku bazy na lądzie.
Twórcy operacji wiedzieli, że będą potrzebowali nietuzinkowego pilota na dowódcę eskadry. Wybór padł na podpułkownika Jamesa „Jimmy” Doolittle’a. Miał on 43 lata i ponad trzynaście lat doświadczenia w lotnictwie wojskowym, a poza tym był legendą lotnictwa, i autorem wielu rekordów. W ogólnym zarysie, plan ataku stworzony przez pułkownika, przewidywał start z lotniskowca, zbombardowanie celów w Tokio (główne) i innych miastach (rezerwowe), a następnie lądowanie na wcześniej przygotowanych lotniskach w Chinach, które znajdowały się niedaleko linii frontu. Zabronił również kategorycznie, bombardowania pałacu cesarskiego, dzielnic mieszkalnych i zabytków historycznych.
Przed startem samoloty dokładnie sprawdzono i poważnie odciążono. Pozbyto się m.in. dolnej wieżyczki strzelniczej, instalacji odladzającej, płyt pancernych oraz celowników bombowych „Norden”, zastąpionych przez proste przyrządy. Było to konieczne, by zbić masę samolotów, a tym samym umożliwić im start ze stosunkowo krótkiego pokładu. Istotne też było, by zwiększyć zasięg maszyn, a więc trzeba było zmniejszyć ich apetyt na paliwo. Z tego względu wyposażono je w dodatkowe zbiorniki w kadłubie(w tylnej części komory bombowej), co pozwoliło na zabranie 4319 litrów paliwa (standardowo, zapas paliwa w B-25 wynosił 2627 litrów). Po tych zabiegach masa każdej maszyny wzrosła do 14 062 kg. Dwa z samolotów, zamiast przedniego kaemu, otrzymały sprzęt fotograficzny i filmowy, do udokumentowania skutków ataku.
1 kwietnia 1942 roku w San Francisco 16 samolotów zostało umieszczonych na lotniskowcu USS „Hornet”. Dlacego tak mało? Tylko tyle maszyn zmieściło się na pokładzie startowym. Rozpiętość ich nieskładanych skrzydeł uniemożliwiła zwiezienie ich windami do hangaru pod pokładem, a nie zapominajmy, że potrzebowały jeszcze rozbiegu. Pierwsza maszyna miała jedynie 150 metrów rozbiegu, co było na prawdę bardzo deprymujące dla pilota… Zresztą, dla pilotów był to pierwszy w życiu start z pokładu okrętu. Na samoloty załadowano jedynie po 908 kg bomb (4 bomby 500 funtowe – 227 kg, trzy burzące i zapalająca). Samoloty myśliwskie osłony umiesczono w hangarze, przez co lotniskowiec stał się praktycznie bezbronny w przypadku ataku z powietrza, dlatego ubezpieczał go drugi lotniskowiec USS „Enterprise” oraz silna eskorta okrętów. W razie ataku przeważajacych sił wroga, bombowce Doolittle’a miały zostać zepchnięte do morza, a na pokład miały zostać wyniesione windami myśliwce.
Pomimo początkowego sprzeciwu, adm. Halsey, dowodzący załą operacją, zgodził się, aby Doolittle poleciał razem ze swoimi pilotami. Dowodził on zresztą pierwszą maszyną, tą która miała tylko 150 metrów rozbiegu… Trzeba przyznać, że miał facet jaja jak melony…
W skład zespołu wchodziły:
– lotniskowce USS „Hornet” i USS „Enterprise”,
– ciężkie krążowniki USS „Salt Lake City”, USS „Northampton” i USS „Vincennes”,
– lekki krążownik USS „Nashville”,
– 7 niszczycieli (USS „Balch”, USS „Fanning”, USS „Benham”, USS „Ellet”, USS „Gwin”, USS „Meredith”, USS „Grayson” i USS „Monssen”),
– 2 zbiornikowce (USS „Cimarron” i USS „Sabine”).
17 kwietnia 1942 roku, okręty znalazły sie na pozycji o 1000 Mm od Tokio. Po pobraniu paliwa lotniskowce w asyście krążowników skierowały się na zachód w stronę wyspy Hokkaido (caly czas przy pełnej ciszy radiowej, by nie zaalarmować Japończyków). Start samolotów miał nastąpić w odległości 500 Mm od Tokio.
Niestety, każdy, nawet najlepszy plan, zawsze musi się rypnąć… 18 kwietnia zadziałało Prawo Murphy’ego. Zespół okrętów został dostrzeżony przez japoński okręt patrolowy „Dai-23 Nittō Maru”. Nasłuch na „Hornecie” przechwycił meldunek Japończyka do dowództwa. W tej stuacji, obawiajac się o bezpieczeństwo zespołu i powodzenie ataku, Hansley zdecydował o przyspieszeniu startu bombowców, które miały teraz o 150 mil morskich więcej do pokonania. Aby jeszcze bardziej zmniejszyć zużycie paliwa, wyjęto ogonowe karabiny maszynowe z każdego samolotu i zastąpiono je pomalowanymi na czarno kijami od szczotek, ażeby samoloty sprawiały wrażenie standardowo uzbrojonych (uzbrojenie ostatecznie stanowiły 2 wkm 12,7 mm w górnej wieżyczce i 1 km 7,62 mm na dziobie). Zmieniła się również pora ataku, zamiast w nocy piloci mieli atakować w pełnym słońcu dnia. Niosło to z sobą dodatkowe zagrożenie, gdyż pobliskie garnizony japońskie były wtedy w najwyższym stanie gotowości bojowej.
Równo o godzinie 8:00 czasu zulu, wiceadmirał Halsey wydał rozkaz startu samolotów. Maszyny lecąc na niewielkiej wysokości tuż przed południem zobaczyły przed sobą brzegi Japonii. Piloci wznieśli się na większą wysokość i rozpoczęli nalot. Doolittle i pozostali, którzy lecieli za nim do Tokio, trafili na końcową fazę ćwiczeń przeciwlotniczych i zostali wzięci za maszyny japońskie. Samoloty dokonały zrzutu bomb na Tokio, Nagoję, Kobe i Osakę. W stolicy Japonii zniszczyły fabryki czołgów, składy broni i japoński okręt stojący w suchym doku. Zaskoczenie było całkowite, żaden z bombowców nie został zestrzelony przez obronę przeciwlotniczą.
Niestety, w bombowcu kpt. Edward’a J. York’a źle wyregulowano gaźniki, przez co maszyna zużywała więcej paliwa. Jej dowódca postanowił odlecieć do ZSRR i wylądował w pobliżu Władywostoku. Tam lotnicy zostali internowani, a bombowiec zniszczono (Związek Radziecki nie był jeszcze w stanie wojny z Japonią). Załodze udało się jednak przekupić strażników i uciec po roku internowania, a potem przez Cesarstwo Iranu dotrzeć do USA. Był to jedyny z szesnastu samolotów, który wylądował. Ciekawostką jest, że drugi pilot o ksywce „Ski” był z pochodzenia Polakiem, którego rodzice pochodzili z okolic Rzeszowa, więc biegle mówił po polsku i całkiem nieźle po rosyjsku.
Reszta lotników wyskoczyła z samolotów nad Chinami lub nad morzem (trzy załogi), jeden został zabity w czasie skoku. Wszyscy ukrywali się do chwili odnalezienia przez Chińczyków z Kuomintangu, którzy pomogli im przetrwać. Chińczycy drogo za to zapłacili, kiedy w odwecie podczas operacji Zhejiang–Jiangxi wojska japońskie zabiły 250 000 ludzi. Japończycy pojmali dwie załogi, dwóch lotników utonęło. Ośmiu pozostałych skazano na śmierć. Pięć z tych wyroków zamieniono na dożywotnie pozbawienie wolności, jeden zmarł w niewoli. Trzech lotników rozstrzelano. Załoga, która straciła dwóch ludzi w morzu, wodowała około 200 metrów od brzegu.
Atak nie spowodował znaczących szkód, ale wywarł ogromny efekt psychologiczny. Japończycy zrozumieli, ze nie mogą czuć się bezkarnie na własnym terytorium. Amerykanom, operacja ta, dała wiarę w zwycięstwo nad przerażającym wrogiem. Atak został porównany do ciosu szpilką wbitą w serce Japończyków, podczas, gdy o ataku na Pearl Harbor mówiono jako o ranie zadanej Amerykanom mieczem. Prezydent, pytany przez dziennikarzy skąd wystartowały samoloty, z uśmiechem odpowiedział: „Z naszej bazy w Shangri La”, trzeba przyznać, że miał poczucie humoru 😉
Kolejne ataki lotnicze na Wyspy Macierzyste wznowiono po zajęciu przez Amerykanów baz na Marianach, skąd startowały super fortece B-29, które zmasowanymi nalotami wpędzały Japonię w erę kamienia łupanego, niszcząc infrastrukturę przemysłową i obronną, a także całe dzielnice mieszkalne. Ostatnim aktem wojny powietrznej nad Nipponem było zrzucenie bomb atomowych na Hiroshimę i Nagasaki.
Źródła:
– Zbigniew Flisowski: „Burza nad Pacyfikiem”
– seria „Tygrys” – „30 sekund nad Tokio”
Paweł Lex Lemański
Bardzo ciekawy artykuł. Nie wiem jak inni, ale z chęcią przeczytałbym jeszcze więcej. Pozdrawiam.
Dziękuję!