Miłośnicy żab i ślimaków – NA POKŁAD!
Od ponad tygodnia usiłuję napisać recenzję nowej linii w World of Warships, niestety, moja wyobraźnia ma problemy, by wcielić się w dowódcę krążownika nieustraszonej marynarki francuskiej… Nie mniej jednak, w poczuciu obowiązku i ze zwykłej dziennikarskiej rzetelności postanowiłem zacisnąć zęby i podać Wam, kochani czytelnicy garść faktów, spostrzeżeń i przemyśleń.
Przygodę z marynarką amatorów ślimaków i żabich udek zaczynamy na okręcie „Bougainville”, który jest bardziej ciężką kanonierką niż krążownikiem, ale gra się nim (jak na pierwszy tier) nawet całkiem przyjemnie. Okręt jest uzbrojony w trzy działa kalibru 139 mm rozmieszczone w trzech pojedynczych stanowiskach, z czego dwa na dziobie w superpozycji i jedno na rufie. Po za tym, innego uzbrojenia nie ma, no chyba, że doliczymy artylerię oplot, złożoną z czterech działek 37mm i ośmiu karabinów maszynowych kalibru 8mm. Zasięg artylerii głównej, to 8,6 kilometra, a wartość ta zapewne nie zostanie zmieniona.
Po szybkim przejściu „jedynki” stajemy za sterami drugotierowego krążownika „Jurien”. I tu już zaczyna się gra na poważnie. Okręt jest uzbrojony w osiem dział kalibru 169 milimetrów, rozmieszczonych w typowy dla francuskich okrętów tamtego okresu (rok budowy 1903)sposób. Dwie wieże działowe, po jednej na rufie i dziobie, plus sześć wież umieszczonych na burtach w pół sponsonach. Zasięg dział wynosi 9,3 kilometra i potrafią narobić niezłego bigosu. Jak na swój rocznik i typ (krążownik pancernopokładowy) jednostka jest w miarę szybka, jej prędkość to 23 węzły, promień skrętu to około 500 metrów. Niestety, kuleje obrona przeciwlotnicza, na którą składa się sześć ośmio milimetrowych kaemów.
Od trzeciego tieru, zaczynamy już zabawę na poważnie. Zbudowany w 1919 roku „Friant” jest już klasycznym lekkim krążownikiem. Cechuje go potężne uzbrojenie torpedowe – dwanaście rur kalibru 550 milimetrów z zasięgiem torped 6 kilometrów. Wyrzutnie są cztery, po dwie na każdą burtę. Dodatkowo okręt dysponuje świetną artylerią, którą możemy wesoło karać przeciwnika na dystansie niespełna 13 kilometrów (dokładnie 12,9). Głowna bateria to osiem dział kalibru 139 milimetrów, rozmieszczone w opancerzonych wieżach na pokładzie dziobowym i na rufie. Dzięki rozmieszczeniu wież w superpozycji możemy prowadzić ogień przed dziób z czterech luf, zaś uciekając przed wrogiem ostrzeliwujemy się również z czterech luf. Dodatkowo główną artylerię wspierają cztery działa kalibru 90 milimetrów. A uciekać możemy całkiem sprawnie, z prędkością 30 węzłów. Niestety, duża prędkość ma swoją cenę. Pancerz okrętu jest co najwyżej umowny. Mówiąc wprost, wszystko wchodzi w niego jak w papier…
Czwartotierowego „Duguay’a” sobie odpuścimy, gdyż nie różni się specjalnie od swojego poprzednika, natomiast przyjrzyjmy się bliżej, moszczącemu się na V poziomie „Emile Bertin”. Wybudowany w 1935 roku lekki krążownik, miał jeden cel – prędkość. I osiągnięto to kosztem opancerzenia. Okręt jednak rozwija pełne 35 węzłów (a po wymaksowaniu dowódcy, dokupieniu usprawnień i flag jeszcze szybciej). Ma też potężne uzbrojenie przeciwlotnicze. Dwie „dziewięćdziesiątki”, dwanaście Boforsów kal. 40 milimetrów i czternaście działek 20mm, które sterczą we wszystkich kierunkach jak cholerny rabarbar w ogródku mojej żony. Po prostu, każda eskadra lotnicza, która zbyt dociekliwie zechce się nami interesować, zostanie zmieciona z nieba w ciągu kilku sekund. Okręt posiada dwie trzyrurowe wyrzutnie torped z zasięgiem 9 kilometrów – czyli bardzo przyzwoicie. Główną siłą uderzeniową krążownika jest jednak jego dziewięć dział kalibru 152mm, rozmieszczone w trzech wieżach (dwie w superpozycji na dziobie, jedna na pokładzie rufowym), które karzą wroga z odległości 15 kilometrów. Jako, że pancerz okrętu jest czysto iluzoryczny, okrętem gra się bardziej jak ciężkim niszczycielem. Wykorzystując szybkość i manewrowość atakujemy rybkami, a podczas odskakiwania od przeciwnika zasypujemy go ogniem artyleryjskim.
Kolejny okręt, to zmora wszystkich pływających lotniskowcami, praktycznie nie do ugryzienia przez eskadry lotnicze, szybki i potężnie uzbrojony. „La Galissonniere”, wybudowany w 1936 był najlepszym okrętem w swojej klasie. Można nazwać go krążownikiem przeciwlotniczym. Posiada potężne uzbrojenie oplot. Dwadzieścia cztery 40 milimetrowe Boforsy, szesnaście działek 20 milimetrów i osiem dział kalibru 90 milimetrów. Nawała ogniowa z takiej masy broni może skutecznie zniechęcić do bliższego kontaktu nawet najodważniejszych pilotów. Okręt jak na swoją klasę jest nieźle opancerzony, ale mimo wszystko odradzał bym wymianę argumentów z ciężkimi krążownikami niemieckimi, czy japońskimi. Jak już jesteśmy przy argumentach, to okręt wysyła je z dziewięciu dział 152mm, które są wspieranie przez osiem „dziewięćdziesiątek”. Dodatkowo do dyspozycji mamy Dwie podwójne wyrzutnie torpedowe z zasięgiem 9 kilometrów. Argumenty głównego kalibru przekonują adwersarzy do naszych racji już z odległości 16 kilometrów. Prędkość jest niezła i wynosi około 31 węzłów, choć te wartości mogą ulec zmianie po wprowadzeniu okrętu do gry w finalnej postaci.
Kolejnym okrętem w linii jest siódmotierowy „Algerie”, świetnie opancerzony i uzbrojony ciężki krążownik. Jak już nas przyzwyczaili miłośnicy spleśniałych serów i starego wina, okręt ma niesamowitą obronę przeciwlotniczą, świetne torpedy i całkiem poważne, jak na swoją klasę, działa artylerii głównej. W czterech pancernych wieżach umieszczono osiem dział kalibru 203 milimetry, które rażą cele oddalone od nas o 18 kilometrów. Wspierają je 12 dział kalibru 100 mm, które również rażą cele latające. Dodatkowo, na upierdliwych pilotów mamy 12 działek 25mm i 8 kalibru 37mm, więc nie musimy się przejmować natarczywymi wizytami wrażych latadeł. Uzupełnieniem uzbrojenia są dwie potrójne, 550 milimetrowe wyrzutnie torped, które przekazują pozdrowienia przeciwnikowi nawet 9 kilometrów od naszego okrętu. Prędkość, podobnie jak u poprzednika to równe 31 węzłów, więc z ucieczką z pola bitwy nie powinno być kłopotów 😉
Tak doszliśmy do ciężkiej artylerii, czyli do trzech ostatnich okrętów w gałęzi. Te już są na prawdę nieziemskie (może mi ktoś wyjaśnić, jak można przegrać wojnę mając TAKIE okręty??!!).
„Charles Martel” – okręt, który powstał tylko jako projekt – wybuch wojny zatrzymał prace nad nim, został umieszczony na tierze ósmym. Standartowo ma potężne uzbrojenie oplot. Dziesięć dział 100mm, szesnaście 40mm, osiem 37mm i szesnaście 20mm jest aż nadto wystarczające 😉 Okręt może jak równy z równym walczyć z ciężkimi krążownikami Niemiec i Japonii. Pancerz cytadeli to 100mm, podobnie wież artyleryjskich i barbet. Główne uzbrojenie to dziewięć dział 203mm rozmieszczonych w trzech wieżach i wysyłających pozdrowienia na odległość 17,6 kilometra. Uzbrojenie uzupełniają dwie potrójne wyrzutnie torped z zasięgiem 9 kilometrów. Prędkość 32,5 węzła pozwala na skuteczne unikanie walki w zwarciu.
Dziewiątotierowy „Saint – Louis” to „Martel” na sterydach, jedyne różnice to nieco większa prędkość (33 węzły) i jeszcze mocniejsza obrona oplot.
Tak dopłynęliśmy do końca drzewka, gdzie rozsiadł się wygodnie zaprojektowany w 1956 roku ciężki krążownik „Henri IV”. Okręt dysponuje potężną siłą ognia. Dziewięć dział kal 240mm wspierane przez 12 dział 127mm potrafi nieźle namieszać w szykach przeciwników, tym bardziej, ze zasięg dział to ponad 19 kilometrów. Artylerię wspierają dodatkowo dwie potrójne wyrzutnie torped, o znanym nam już zasięgu 9 kilometrów. Okręt jest szybki, 35 węzłów pozwala na szybkie podejście do przeciwnika, wyrzucenie rybek i odskok, podczas którego zasypujemy cele ogniem dział. Lotnicy przeciwnika również nie mają łatwo, wspomniane już 12 dział 127mm wspiera 16 dział 57mm, czyli masakry wrażych samolotów ciąg dalszy…
Przyznam się, ze w redakcji, każdy z okręciarzy ma swoje zdanie na temat tego drzewka. Jeden narzeka na słaby pancerz, drugi jojczy, że prędkość i manewrowość nie ta, etc, etc. Dla mnie osobiście są to ciekawe okręty, które powinny się spodobać miłośnikom niszczycieli, gdyż gra się nimi podobnie. Fakt, że jednostki są papierowe, wymusza walkę manewrową, gdzie chwila nieuwagi skutkuje przymusową kąpielą w cyfrowych odmętach. Osobiście oczekuję finalnych wersji „Żabek” i na pewno będę tą linię robił.
A jak Wasze odczucia po przeczytaniu tego zestawienia? Podzielcie się z nami w komentarzach!
Paweł Lex Lemański