„Byk ze Scapa Flow”.
Na zimnych wodach północnego Atlantyku, nie opodal północnych wybrzeży Szkocji znajduje się archipelag Orkady. W jego centrum, otoczone wyspami Mainland, Hoy, Graemsay, Flotta, South Ronaldsay i kilkoma innymi jest olbrzymie kotwicowisko, zdolne pomieścić całą Home Fleet. Royal Navy nadało mu miano Scapa Flow, zaś marynarze, którzy je odwiedzali, przezwali je dużo bardziej adekwatnym mianem Przedsionka Piekieł. Pomiędzy wyspami jest wiele kanałów, dosyć płytkich, które są jednak ciężkie dla żeglugi ze względu na bardzo gwałtowne pływy. Kiedy na początku Drugiej Wojny Światowej do Scapa przebazowano niszczyciele Marynarki Wojennej RP, marynarze stwierdzili, że jeżeli tak wygląda przedsionek piekieł, to jak musi wyglądać piekło? Możemy sobie więc wyobrazić jak makabryczne warunki pogodowe i nawigacyjne są w tamtym rejonie świata.
Ale wróćmy jeszcze na chwilę do czasów Wielkiej Wojny. 29 listopada 1914 roku, do bazy w Scapa przeniknął U-18. Nie spowodował na szczęście żadnych szkód, gdyż został dwa razy staranowany przez jednostki brytyjskie, a następnie gwałtowny prąd wyrzucił go na mieliznę. Cała załoga końca wojny doczekała w obozie jenieckim. Po tym wydarzeniu postanowiono zaostrzyć obronę przeciw podwodną. W newralgicznych miejscach zatopiono stare statki i okręty, które blokowały głębsze przesmyki, a na torach wodnych pomiędzy wyspami zainstalowano sieci przeciw okrętom podwodnym, które były obsługiwane przez holowniki. Admiralicja uważała za niemożliwe skryte wejście do poru U-boota, nawet w tzw. „cieniu” innej jednostki, a jednak jednemu się udało. Był to UB-116, który jednak został wykryty przez szumonamierniki (taki archaiczny sonar pasywny) w cieśninie Hoxa, a następnie zatopiony wraz z całą trzydziestosześcio osobową załogą. wydarzenie miało miejsce pod koniec wojny, 28 października 1918 roku.
Przenieśmy się jednak do 1939 roku. 1 września hitlerowskie Niemcy ruszyły na Polskę z trzech stron. Od zachodu, południa i północy. Do historii przeszły słynne bitwy kampanii wrześniowej – Wizna, Hel, Kępa Oksywska, Westerplatte. Wojsko Polskie walczyło dzielnie, odnosząc dosyć znaczące sukcesy. Wbrew obiegowej opinii, mieliśmy jak na tamten czas nowoczesne czołgi (7-TP, TK), świetną broń przeciw pancerną (karabin Ur), oraz niezłe bombowce (PZL „Łoś”). Jednak doktryna wojenna, przejęta od Francuzów okazała się przestarzała wobec niemieckiej taktyki „wojny błyskawicznej”. Marynarka Wojenna, już od samego początku uszczuplona o trzy kontrtorpedowce („Błyskawica”, „Grom” i „Burza”), które tuż przed wybuchem wojny przeszły do baz w Wielkiej Brytanii w ramach Operacji Pekin, nie była w stanie odegrać większej roli. Kontrtorpedowiec ORP „Wicher” i największy polski okręt, bazowy stawiacz min ORP „Gryf” zostały zatopione w porcie wojennym na Helu już w pierwszych dniach niemieckiej ofensywy. Okręty podwodne (trzy podstarzałe klasy „Wilk” i dwa super nowoczesne klasy „Orzeł”), w myśl durnego planu operacyjnego o kryptonimie „Worek” zostały uwięzione w ciasnych sektorach, przez co nie można było w pełni wykorzystać ich potencjału bojowego. Innym czynnikiem działającym na niekorzyść dla podwodniaków była wielkość jednostek. Jako okręty oceaniczne, były po prostu za duże na Bałtyk. 17 września od wschodu na Polskę uderzył Związek Sowiecki, ostatecznie grzebiąc jakiekolwiek szansy na zwycięstwo polskich obrońców. Anglia i Francja, w myśl zawartych z Polską umów sojuszniczych wypowiedziały wojnę Trzeciej Rzeszy.
Dowódca U-Bootwaffe Kriegsmarine, Karl Dönitz, rozważał plan ataku Scapa Flow przez okręt podwodny już w pierwszych dniach po wybuchu wojny. Ością w gardle stała admirałowi Home Fleet stacjonująca w Scapa Flow, która blokowała dostęp z Morza Północnego na Atlantyk,a po udanym ataku, liczył, że flota zostanie przebazowana. Z drugiej strony chciał dokonać symbolicznej zemsty – uderzenia w miejsce, w którym niemiecka Hochseeflotte poddała się i samo zatopiła po niemieckiej przegranej w Wielkiej Wojnie. Do wykonania zadania Dönitz potrzebował niezwykłego i charyzmatycznego dowódcy, oraz świetnej, zgranej załogi. Osobiście wybrał więc kapitänleutnanta Günthera Priena, który wkrótce miał się stać asem podwodnym i celebrytą na wzór dzisiejszych gwiazd znanych z czerwonego dywanu. Na tajnej odprawie, którą poprowadził sam Dönitz, ustalono, że atak zostanie przeprowadzony w nocy z 13 na 14 października podczas przypływu i w bezksiężycową noc. Ten wybór miał ułatwić okrętowi skryte przejście w obręb kotwicowiska, a następnie ucieczkę w ciemnościach nocy i panującym chaosie. Prien podjął się zadania na ochotnika. Ze względu na poważne niebezpieczeństwo utraty okrętu, usunięto z niego maszynę szyfrującą Enigma, książki szyfrów i inne tajne materiały, a nawet założono inną skalę na głębokościomierzu z podanymi błędnymi wartościami (i tu akurat Niemców nie rozumiem, przecież, jak Anglicy zdobyli by okręt, to na pewno przeprowadzili by próby zanurzeń i doszli by, jakiej głębokości okręt może osiągać… Ale cóż to Trzecia Rzesza była, tego nie ogarniesz…).
Dönitz wraz z Prienem wypracowali sposób skrytego wejścia do Scapa Flow. U-47 miał podejść od wschodu, przez cieśninę Kirk Sound, która leży na północ od Lamb Holm – małej, niewysokiej wyspy pomiędzy Burray i główną wyspą archipelagu Orkadów. Na zdjęciach wykonanych przez Dorniera Do-17, Prien zauważył, że między wrakami blokującymi tę cieśninę istnieje luka szeroka na 17 metrów. Dodatkowo brzegi z obu stron cieśniny były w zasadzie niezaludnione. Na pokonanie Morza Północnego Prien potrzebował czterech dni i w piątek 13 października, o godzinie 19.15, po zachodzie słońca, wynurzył się na podejściu do Scapa Flow, by dalszy marsz kontynuować na powierzchni.
W początkowej fazie operacji, Prien popełnił poważny błąd. Skierował się do wysuniętej bardziej na południe cieśniny Skerry Sound, ale później zdał sobie sprawę, że jego U-47 kieruje się na płytkie i zablokowane przejście. Mając w perspektywie „plażing” na mieliznach i pobyt w obozie jenieckim, skierował okręt na północny wschód. Korzystając z delikatnego i zwodniczego światła zorzy polarnej, U-Boot prześlizgnął się pomiędzy dwoma zatopionymi statkami które blokowały przesmyk – „Seriano” i „Numidian”. Załoga przeżyła chwile grozy, gdy U-47 zatrzymał się gwałtownie z chrzęstem i skowytem, który musiano usłyszeć w Glasgow… Na szczęście dla niemieckiej załogi, Anglicy tej nocy spali mocniej niż zazwyczaj i nie usłyszeli, ani nie zobaczyli łatwego, bo unieruchomionego celu. Okazało się, że U-Boot zaczepił się o stalową linę, którą był umocowany wrak okrętu „Seriano”. Kiedy już obsada pomostu bojowego, w tym sam dowódca pozbierali się z gretingu pokrywającego deck na kiosku i po zatrzymaniu maszyn, by delikatnie wyswobodzić się z pułapki, okręt został oświetlony reflektorami jadącej nadbrzeżną drogą taksówki, jednak jej kierowca nie zauważył wynurzonego okrętu, który stał pomiędzy dwoma wystającymi z wody wrakami. Po oswobodzeniu się z potrzasku, okręt wszedł do zatoki płynąc „bardzo mała na przód”. Prien wpisał do dziennika kapitańskiego pod datą 14 października 1939 triumfalne „Wir sind in Scapa Flow!!! 0:27/14.10.1939”. Następnie przez kilka mil utrzymywał kurs na „południowy zachód ku zachodowi” (WSW). Ku zaskoczeniu obsady kiosku, kotwicowisko okazało się prawie puste. Niemcy nie wiedzieli, że Forbes wydał rozkaz, który nakazywał rozproszenie floty, przez i usunięcie ze Scapa większości dużych okrętów, mogących stanowić łatwy cel dla niemieckiego lotnictwa. Główne siły floty zostały skierowane do Loch Ewe w Szkocji. U-47 płynął mimo to, bezpośrednio w kierunku grupy czterech pozostawionych w Scapa Flow okrętów, w tym świeżo przyjętego do służby, lekkiego krążownika HMS „Belfast”, zakotwiczonego w odległości 8 km od brzegów wysp Flotta i Hoy. Jednak jest mało prawdopodobne, że Prien zauważył ten okręt. W obawie przed niemieckimi samolotami rozpoznawczymi, których coraz częstsze pojawianie się nad Orkadami mogło zwiastować niespodziewany atak, dowodzący Home Fleet admirał Charles Forbes wydał rozkaz rozproszenia floty i przebazowania do bezpieczniejszych portów. Rozkaz nie objął pancernika „Royal Oak”, który pozostał w Scapa Flow ze względu na posiadane uzbrojenie przeciwlotnicze, które miało wzmocnić obronę bazy przed atakiem z powietrza. A uzbrojenie było całkiem niezłe. Osiem dział kalibru 102 mm rozmieszczone po dwa w czterech wieżach oraz szesnaście działek 40 mm.
Po wykonaniu zwrotu na kurs powrotny w stosunku do poprzedniego, wachtowi zauważyli po lewej burcie wielki okręt. Okręt kotwiczył około 2,5 mili na północ i poprawnie zidentyfikowali go jako pancernik typu Revenge. Za kolosem stał inny okręt, prawie całkowicie zasłonięty, tak, że z pokładu U-47 widoczny był jedynie jego dziób. Prien błędnie sklasyfikował go jako krążownik liniowy typu „Renown”, a później wywiad niemiecki uściślił tę klasyfikację na „Repulse”. W rzeczywistości okrętem tym był transportowiec wodnosamolotów pamiętający czasy Wielkiej Wojny HMS „Pegasus” (ex. „Ark Royal”).
Na pancerniku trwała błoga cisza. Marynarze ufni w bezpieczeństwo kotwicowiska nie dopełnili elementarnych zasad bezpieczeństwa, obowiązujących w czasie wojny i nie zamknęli grodzi wodoszczelnych ani bulajów. Dokładnie, o godzinie 00.58 U-47 odpalił w kierunku celu wszystkie cztery dziobowe torpedy. W kierunku celu pomknęły jednak tylko trzy, gdyż czwarta zaklinowała się w rurze wyrzutni. Szczęśliwie dla pancernika, na skutek błędnych nastaw dwie torpedy minęły okręt w odległości kilku metrów i tylko jedna trafiła w dziób, wstrząsając pancernikiem i budząc załogę. Trafienie nie wyrządziło większych szkód i tylko prawo burtowy łańcuch kotwiczny został zerwany i klekocząc wypadł przez kluzę do morza. Początkowo załoga sądziła, że na okręcie nastąpiła eksplozja w dziobowym magazynie materiałów łatwopalnych, który był używany do przechowywania między innymi kerozyny. Mając w pamięci niewyjaśnioną eksplozję, która zniszczyła pancernik HMS „Vanguard w Scapa podczas Pierwszej Wojny Światowej, nadano przez głośniki rozkaz sprawdzenia temperatury w magazynach amunicyjnych. Ponieważ nie zorientowano się, że okręt jest atakowany, wielu marynarzy wróciło do swoich koi. Dowódca okrętu komandor Maltese i zaokrętowany na okręcie dowódca 2-giej Eskadry Pancerników kontradmirał Henry Blagrove osobiście podjęli działania w celu sprawdzenia stanu okrętu. Nie ogłoszono jednak alarmu, nie zamknięto drzwi wodoszczelnych ani iluminatorów, co jak już pisałem miało mieć fatalne skutki…
Prien obrócił okręt by wypuścić torpedę z wyrzutni rufowej, ale i ta rybka minęła cel w odległości 20 jardów. Ponieważ w bazie w dalszym ciągu nie podejrzewano obecności okrętu podwodnego i nie ogłoszono alarmu, dowódca postanowił spróbować raz jeszcze. Wściekle pracując obsada przedziału torpedowego załadowała trzy sprawne wyrzutnie dziobowe. Odpalono salwę z trzech torped i o godzinie 01.16 wszystkie trafiły kolejno w jego burtę na wysokości śródokręcia. Seria potężnych eksplozji wstrząsnęła wielkim okrętem, a do jego wnętrza zaczęła wlewać się woda. Teraz na marynarzach zemściła się ich nonszalancja. dzięki otwartym grodziom woda napływała kaskadami i okręt natychmiast przechylił się o 15 stopni, to wystarczyło, aby otwarte bulaje w prawej burcie znalazły się pod wodą. Kilka minut później przechył okrętu wzrósł do zawrotnych 45 stopni, uniemożliwiając spuszczenie szalup. Okręt ustabilizował się na kilka minut, a o 01.29, czyli dokładnie 13 minut po drugim, zakończonym sukcesem, ataku Priena, „Royal Oak” przewrócił się do góry stępka i zatonął pociągając za sobą 833 ludzi z załogi, w tym kontradmirała Henry Blagrove, który, według zeznań świadków, nie zważając na swoje bezpieczeństwo, pomagał w ewakuacji załogi. Zacumowany do burty okrętu drewniany admiralski gig został wciągnięty pod wodę i zatonął wraz z pancernikiem. U-47 tymczasem bez przeszkód oddalił się, wyszedł cieśniną Kirk na pełne morze (teraz jednak Prien nie chciał ryzykować zaplątania w linę, która wcześniej już dała mu się we znaki, więc przeszedł kilku metrowym przesmykiem pomiędzy wrakami, a skrajem wysepki Lambs Holm) i o 2.15 znalazł się na pełnym morzu, po czym wszedł na kurs powrotny do bazy w Wilhemshaven (pod koniec wojny zdobyte przez 1 DP gen. Maczka).
Po powrocie ze zdawało by się samobójczej misji, Günther Prien stał się prawdziwym celebrytą. Jego uśmiechnięta, brodata twarz pojawiała się w gazetach i kronikach filmowych. Sam fuhrer III Rzeszy, Adolf Hitler przyjął Priena na audiencji i udekorował krzyżem rycerskim krzyża żelaznego. Prien był pierwszym podwodniakiem uhonorowanym tym odznaczeniem. Rok później dołożył do niego liście dębu. Okręt U-47 po tym wyczynie paradował z wymalowanym na kiosku szarżującym bykiem, a dowódca zyskał teraz miano „Der Stier von Scapa Flow”, czyli „Byka ze Scapa Flow” i wkrótce stał się jednym z największych asów podwodnych. Zginął w marcu 1941 na pokładzie swojego wiernego U-47, który zaginął na północnym Atlantyku w niewyjaśnionych okolicznościach po 7 marca 1941. Przez wiele lat sądzono, że sprawcą zatopienia był niszczyciel HMS „Wolverine”, który 8 marca 1941 idąc w osłonie konwoju OB-293 atakował bombami głębinowymi nieprzyjacielski okręt podwodny. Obecnie uważa się jednak, że był to U-A (ten sam konwój atakowali Joachim Schepke i Otto Kretschmer. Wtedy właśnie Schepke został zatopiony przez niszczyciel HMS „Vanoc”, a Kretschmer wzięty do niewoli przez niszczyciel HMS „Walker”).
Z pancernika HMS „Royal Oak” uratowało się 386 marynarzy, wraz ze swoim dowódcą kmdr. Williamem Bennem. Okręt spoczywa obrócony stępką do góry, a od powierzchni dzieli go 5 metrów (około) wody. Jako, że Royal Navy uznała go za podwodny grobowiec załogi, nurkowanie w pobliżu wraku jest zabronione. Tylko raz do roku nurkowie z R.N. nurkują przy rufie, aby umieścić brytyjską banderę w rocznicę zatonięcia pancernika.
Artykuł powstał na podstawie książek autorstwa Karla Dönitza „Dziesięć lat i dwadzieścia dni”, Clay’a Blair’a „Wojna U-Bootów Hitlera” oraz autobiografii samego Priena „Moja droga do Scapa Flow”.
Paweł Lex Lemański