Samotna Gwiazda – Przygody USS Texas
Stałem na skrzydle mostka z parującym kubkiem kawy i z dumą spoglądałem na swój okręt. Mimo, że miał już trzydzieści lat to nadal był piękny jak dziewczyna ze stanu Samotnej Gwiazdy, którego nazwę nosił. Po ostatniej modernizacji został gruntownie zmodernizowany. Uzbrojenie główne umieszczono w pięciu wieżach po dwie lufy kalibru 356 mm. Rozmieszczono je w bardzo przemyślny sposób: po dwie na dziobie i rufie w superpozycji i jedna na śródokręciu. Dodatkowo, dla obrony przed niszczycielami, w burtowych sponsonach umieszczono sześć dział kalibru 127 mm. Przeciwko wrażemu lotnictwu okręt posiadał 32 Oerlikony kal. 20 mm, 10 poczwórnie sprzężonych działek Boforsa kal. 40 mm, tzw. pom-pomów, oraz 10 dział przeciwlotniczych kal. 76,2 mm.
– Radar do dowódcy!
Głos wydobywający się z głośnika wydarł mnie z zadumy i podszedłem do interkomu.
– Mów!
– Mamy dwa duże cele na dystansie 20 kilometrów w namiarze 30!
– W porządku radar, śledź ich, Ster prawo, wejść na kurs 120, maszyny cała naprzód!
Okręt wszedł w cyrkulację i zaczął przyspieszać. Po kilku minutach szliśmy z prędkością ponad 20 węzłów w kierunku wykrytych celów.
– Alarm bojowy!!
Sygnał alarmu poderwał załogę, która ruszyła biegiem na stanowiska bojowe. Założyłem swój hełm i wszedłem do centrum dowodzenia.
– Jak się trzymacie?
– Wszystko gra, kapitanie!
– To cool, czas pokazać tym Japońcom, jak się walczy.
– Załoga na stanowiskach!
– Prawidłowo, uśmiechnąłem się, codzienne ćwiczenia przyniosły skutek, cała, prawie tysięczna załoga działała jak dobrze naoliwiony mechanizm. Radar, odległość do celów?
– 15,5 kilometra, wykryli nas!
Podszedłem do tablicy nakresowej, gdzie planszecista nanosił aktualną sytuację taktyczną.
– Sternik, zwrot w lewo, działa na prawą burtę! Centrala artyleryjska, przejmujesz cel!
– Tak jest, odległość 13 kilometrów, cel pierwszy pancernik, OGNIA!
Ryknęły działa, a okręt aż przysiadł na lewej burcie od odrzutu. Śledziłem przez lornetkę lot pocisków, które rąbnęły w wodę tuż przed dziobem celu zalewając go kaskadami wody. Podpokładem marynarze przestawiali olbrzymie pociski na windy artyleryjskie, które przenosiły do wież.
– Działa gotowe!
– Ognia!
Tym razem wycelowaliśmy idealnie. Dwa pociski obramowały nieprzyjacielski okręt, a pozostałych osiem spadło na jego śródokręcie wywołując pożary i zabijając załogę.
– Tak trzymać ogień ciągły!
W tym samym momencie obramowały nas pociski nieprzyjaciela. Okręt wstrząsnął się, jak otrzepujący się z wody psiak.
– Ognia!
– Zwrot naprawą burtę! Zygzakujemy!
– Niszczyciele! Strzelają torpedy!
– Pancernik wroga tonie! Dostał w cytadelę!
– Zwrot na torpedy! Co do ciężkiej cholery robi nasza eskorta??!!
Obserwatorzy na skrzydłach pomostu bojowego podnieśli lornety do oczu.
– Idą na wroga, ale się naparzają!
Przez okręt przeszedł nagły wstrząs.
– Dostaliśmy torpedę w dziób, reszta przeszła!
– Grupy awaryjne już pracują, grodzie wytrzymują, ale wieża nr jeden jest wyłączona z akcji, zacięła się!
– Nie jest źle, przenieść ogień na drugi pancernik!
– Ognia!
-Dostał!
Niestety, my również nie mieliśmy szczęścia, pociski przeciwnika ugodziły nas w rufę, rozbijając wieżę nr pięć i blokując ster w położeniu „lewo 20”
– Cała naprzód, przywrócić sterowność, odchodzimy!
Niszczyciele dopadły wrogi pancernik i dobiły go torpedami. Wynik bitwy nie był zły, Dwa zatopione pancerniki, w tym jeden nasz, niszczyciele wroga na dnie, a ocalałe krążowniki wycofały się z pola walki. Niestety, nasz okręt również ucierpiał. Rozbita rufowa wieża artyleryjska, uszkodzona maszynka sterowa, rozbity dalocelownik, i wiele ofiar w ludziach.
Zrobiliśmy zwrot i w osłonie ocalałych okrętów naszej grupy ruszyliśmy w kierunku Pearl Harbour w celu dokonania napraw i odstawienia rannych do szpitala.
Okręt sprawował się nieźle. Działa strzelały bardzo celnie, a manewrowość, jak na pancernik, była całkiem przyzwoita. Każdemu dowódcy okrętu liniowego polecił bym Texas z czystym sumieniem.
/Lex