ORP Jastrząb
Wczoraj, czyli 2 maja, minęła kolejna rocznica zatopienia polskiego okrętu podwodnego ORP Jastrząb. Jednostkę zatopiły sojusznicze okręty, będące eskortą konwoju PQ-15. A teraz oddaję głos dowódcy okrętu, wówczas kapitanowi, Romanowskiemu;
„O godzinie 19.40 znów podsłuch usłyszał odgłos śrub. Na lewym trawersie zobaczyłem niszczyciela. Zwrócony do nas lewą burtą oddalał się idąc z szybkością około 16 węzłów. Rozpoznałem sylwetkę eks amerykańskiego okrętu starego typu. Obejrzałem horyzont dokoła. Przed dziobem majaczyły kontury trałowca. Były to jednostki brytyjskie.
Okręt stracił głębokość i przez chwilę nie mogłem prowadzić obserwacji.
Nagle marynarz Kuncewicz zameldował:
– Lewo 160 pingowanie, ma z nami kontakt.
W centrali był mój zastępca.
– Agar, szybko na peryskopowe! – krzyknąłem. – Pilnuj sterników! Przygotować sygnały rozpoznawcze! Strzelić świecę dymną! – rzucałem dalsze rozkazy.
Okręt wyszedł na zanurzenie peryskopowe. Ujrzałem widok, chyba najstraszliwszy, jaki może zobaczyć dowódca okrętu podwodnego. Wysoko zadarty dziób, obramowany z boków wysoką falą dziobową. Całą szybkością wali w prosto na nas… Wiem, co to znaczy. Za chwilę wybuchną koło nas straszne w skutkach brytyjskie bomby głębinowe.
– Oba motory cała naprzód – zanurzenie 300 stóp – podałem najspokojniejszym, jak mogłem, głosem.
Nadchodzący okręt słychać już było na całym okręcie. Wpierw jako narastający z szybka szum, który przeszedł w potężny grzmot, a wreszcie w odgłos podobny do pośpiesznego pociągi: przejeżdżającego tunelem. Raptem „Jastrząb” zadrżał. Dał się słyszeć brzęk tłuczonego szkła, przeraźliwy świst, jakieś stuki i wreszcie wybuchy bomb – suche, krótkie jak strzały z działa. Z włazów polała się woda…
– Świeca dymna wystrzelona! – zameldowano z przedziału diesli.
– Załadować następną – sprawdzić szczelność okrętu!
Dziwne mi się wydało, że w takiej chwili umysł mój pracuje sprawnie. Nie uległem najmniejszemu podnieceniu, zimno i trzeźwo oceniałem sytuację. Teraz pierwszy okręt się oddala. Drugi zaraz rzuci na nas bomby. Musimy je przyjąć pod wodą i natychmiast się wynurzyć. Wynurzyć się, zanim pierwszy okręt nawróci… Po wynurzeniu nadawać sygnały rozpoznawcze.
Wydałem konieczne zarządzenia. Sygnalista, Anglik Thomas Beard, wszedł z aldisem do kiosku, Budka stanął przy stacji klap balastów. Bosman Ziajka przy tablicy szasu. Oba manometry zanurzenia nie działały. Wysłałem porucznika Guzowskiego na dziób, gdzie manometr jeszcze nie uległ uszkodzeniu. Kazałem podawać mu zanurzenie do centrali. Kuncewicz meldował namiary na idący na nas okręt. Wystrzeliliśmy drugą świecę dymną.
– Zwiększa szybkość! – meldował Kuncewicz.
Nadszedł właściwy moment.
– Oba motory cała naprzód, ster prawo 25! – rozkazałem.
Chciałem tym manewrem popsuć atakującemu całą kalkulację, idąc bowiem dużą szybkością, okręt atakujący nie słyszy nas i rzuci bomby w wypracowane poprzednio miejsce. Od tego miejsca muszę oddalić się jak najbardziej…
– Uwaga, rzuca bomby – mówi spokojnie Kuncewicz zdejmując słuchawki z uszu.
Szereg gwałtownych wstrząsów… Po chwili głuche wybuchy dały znać, że bomby poszły dość daleko za naszą rufą.
– Wynurzenie! – krzyknąłem. – Szasować wszystkie balasty!
Bosman Budka spokojnym ruchem kolejno otwierał klapy balastów.
– Gotowe, szasuj! – powiedział ostro.
Bosman Ziajka odkręcił zawór szasu generalnego. Sprężone powietrze z ostrym świstem poszło w rurociąg. Wtem „Jastrząb” podskoczył tak silnie, że niektórzy ludzie upadli. Zatoczyłem się i oparłem o peryskop. Uczułem, jak jakaś potworna siła podnosi rufę okrętu… Wszystkie światła zgasły. Trupią zielenią świeciły nafosforyzowane wskazówki manometrów i telegrafów maszynowych. Poprzez huki i trzaski usłyszałem szum lejącej się wody.
– Na powierzchni! – doszedł mnie słaby głos z oddali.
Skoczyłem na drabinkę idącą do kiosku.
– Open! – krzyknąłem ze wszystkich sił do Bearda poprzez zalewającą nas wodę.
Beard odrzucił właz i wyskoczył na pomost. Mimo szumu naszego szasu usłyszałem jakieś dziwne jakby pluskające odgłosy. Strzelają – przemknęło mi przez myśl… Wyskoczyłem na pomost i – upadłem wprost na ciało leżącego sygnalisty. Zerwałem się na nogi. Poczułem nagły, ostry ból… Z trudem wczołgałem się na ławkę i wspiąłem na nadburcie pomostu. Usiadłem. Padał drobny śnieg. Horyzont roztapiał się we mgle. Z lewej burty równolegle do „Jastrzębia” stał brytyjski trałowiec ostrzeliwując nas z broni maszynowej i działek przeciwlotniczych. Pociski wzbijały fontanny wody, to bliżej, to dalej od nas. Pluśnięcia oznaczały trafne strzały w kadłub „Jastrzębia”. Z prawej burty szedł niszczyciel strzelając ze skrzydeł pomostu. Pociski jego szły górą, z sykiem przecinając powietrze. Widząc, że okręt ten ma wyraźny zamiar taranowania nas, schyliłem się do włazu i krzyknąłem:
– Otworzyć wszystkie włazy! Wszyscy na górę!
Pierwszy wyskoczył na pomost brytyjski radiotelegrafista Martin Dowd. Schylił się, podniósł aldis i zaczął wzywać trałowiec. Nadał sygnały rozpoznawcze… Trałowiec momentalnie zaprzestał ognia. Tymczasem niszczyciel zmienił zamiar. O 100 metrów od nas położył ster ostro na lewa burtę, potem zrobił zwrot w prawo, stanął za naszym trawersem o 50 metrów z lewej burty i natychmiast otworzył ogień. W tym momencie nasz pomost zaroił się ludźmi. Otworzył się właz dziobowy i nad pokładem ukazała się ruda głowa porucznika Guzowskiego. Ktoś podał mi polską banderę, którą upuściłem na pomoście. Podniosłem ją w obu rękach nad głową. Głośne jęki i krzyki rozległy się tuż przy mnie. Spojrzałem pod nogi. Na pomoście przewracali się ludzie. Białe swetry splamione były szkarłatnymi plamami krwi. Niektórzy leżeli spokojnie, inni rzucali się gwałtownymi ruchami. Wreszcie nastała cisza. Oba okręty przestały strzelać.
Przez tubę głosową złym angielskim akcentem zapytano z niszczyciela:
– Are you German?
– I am the Polish submarine, you bloody fool! Can’t you see „P-551”- odpowiedziałem w pasji.
Znów nastąpiła cisza przerywana skomleniem mata Kędziory. Wzywał Boga i klął na przemian, miotając się po ciałach zabitych.
Po chwili zapytano mnie, co mogą dla na zrobić?
– Przyślijcie lekarza i oficera mechanika! – zażądałem.
Z dołu wyszli ludzie.
– Baterie rozbite, gaz jest w pomieszczeniach – zameldowano mi.
Przez właz dziobowy i tylnego pomostu walił żółtawy, gęsty dym.
Z trałowca przyszła łódź..
– Jestem mechanikiem – przedstawił się przybyły oficer.
– Może pan zejdzie z moim kierownikiem maszyn na dół i zobaczy, jaki jest stan okrętu.
Poczciwy mat Kozioł wyniósł tymczasem mój kożuszek i czapkę. Nogi otulono mi kocem.
– Panie poruczniku, jestem ranny, zastępca też. Pan obejmie dowództwo okrętu – zwróciłem się do Guzowskiego.
– Okręt tonie, nie podejmuję się dowodzić nim – odpowiedział porucznik…
– Dobrze więc! Zatrzymuję, dowództwo! Niech pan zarządzi zniesienie rannych na pokład! Rannym dano zastrzyki morfiny.
Brytyjski oficer mechanik bardzo szybko wrócił. Nie był dalej niż w centrali.
– Okręt jest pełen chloru. wyjaśnił. – Woda zalała podłogę w centrali. Trzeba ewakuować załogę.
Do okrętu dobiła druga łódź z niszczyciela. Wysiadł lekarz. Kazał rannych przenosić na łódź. Rozkazałem załodze opuścić okręt. Ludzie załadowali się na przybyłe łodzie i w dwóch nawrotach
zostali przewiezieni na trałowiec. Niestety, nie zeszedłem z okrętu ostatni, jak nakazuje tradycja. Będąc ranny w obie nogi musiałem
być spuszczony z pomostu i zniesiony do łodzi. Odbiłem wraz z ostatnią partią, woda zalewała już pokład „Jastrzębia”. Przewieziono mnie na brytyjski trałowiec H.M.S. „Seagull”. Niszczyciel nazywał się „St. Albans”, nosił banderę norweską „Jastrząb” zatonął dnia 2 maja 1942 roku około godziny 20.00 w przybliżonym miejscu: szerokość 71°30’N długość 12°32’E.”
Wspomnienia zaczerpnięte z książki kmdr. Bolesława Romanowskiego, „Torpeda w Celu”, wydanej w 1958.
Dokładny opis uszkodzeń odniesionych przez Jastrzębia znalazł się w meldunku kpt. mar. Bolesława Romanowskiego z dnia 12 czerwca 1942 r.
Uszkodzenia
Ogólne
Zdeformowany kadłub sztywny na rufie co spowodowało niedziałanie sterów głębokości rufowych, steru kierunkowego i przypuszczalnie zgięcie wałów śrubowych.
Płyta kadłuba sztywnego w pomieszczeniu motorów pościnała śruby. Przecieka.
Płyta kadłuba sztywnego w pomieszczeniu diesli pościnała śruby. Przecieka.
Kadłub z lewej burty przy grodzi 30 pękł pionowo na długości około 90 cm. Przecieka.
Płyty poszycia w okolicy 30 grodzi pościnały nity i zaszły jedna za drugą. Przecieka.
Stery głębokości i kierunkowy pogięte.
Kiosk przestrzelony w paru miejscach.
Kadłub sztywny nad linią wodną przestrzelony w kilku miejscach. Balasty nieszczelne. Prawdopodobnie nity puściły.
Szyb wentylacji baterii na zewnątrz był pełen wody na skutek pęknięcia lub wyrwania klapy zamknięcia.
Kolektor powietrza wysokiego ciśnienia w kilku miejscach przepuszczał.
Wszystkie manometry popękały.
Wszystkie lampy popękały lub pogasły.
Przedział motorów
Zbiornik trymowy rufowy nieszczelny (dobrał wody do pełna).
Dławnice wałów przepuszczały.
Pęknięta górna panewka łożyska oporowego lewego wału.
Łożyska nośne lewego wału pękło.
Sprzęgło wału przyśrubowego (ogonowe) lewego uszkodzone.
Lewy motor elektryczny prawdopodobnie nieczynny.
Wentylatory chłodzące obu motorów wyrwane z miejsca.
Takarka rozbita.
Woda w zenzach zalewała podłogę.
Przedział diesli
Wyrwane sprzęgło lewego wału.
Pompy chłodzące zerwane z fundamentów.
Rurociągi wody chłodzącej popękane.
Pompy oliwne zerwane z fundamentów.
Właz do przedziału dość silnie przepuszczał.
Woda w zenzach sięgała parkietu.
Przedział rufowy
Obie przetwornice prądu zmiennego zerwane z fundamentów.
Tablica rozdzielcza uszkodzona.
Właz oficerski przepuszczał.
Woda w pomieszczeniu baterii rufowej na równie z bakami. Część baków prawdopodobnie pękła gdyż wytworzył się gaz (chlor).
Centrala
Właz na pomost przepuszczał.
Odwietrznik balastu nr. 1 otworzył się od wybuchu a potem przepuszczał.
Stery głębokości i kierunkowy nieczynny.
Żyrokompas uszkodzony.
Pomieszczenie dziobowe
W pomieszczeniu baterii dziobowej nieco wody co przy pękniętych prawdopodobnie bakach wytworzyło gaz.
Przedział torpedowy
Przewody powietrze pęknięte.
Dławnica aparatu podsłuchowego puszczała.
Dławnica odwietrznika klosza puszczała.
Pompa osuszająca i odwadniająca działały i po wynurzeniu niezwłocznie zostały uruchomione. Wody jednak nie ubywało. Przypuszczalnie rurociągi były uszkodzone lub pompy ruszone u podstaw. Obie pompy znajdowały się w pomieszczeniu motorów czyli na samej rufie. Balasty były nieszczelne, gdyż cały czas trzeba je było podszasowywać. Nie widząc możliwości uratowania okrętu dałem rozkaz okręt zatopić. Sam przebywałem cały czas na pomoście (koło godziny po wynurzeniu) i okręt opuściłem dopiero po otrzymaniu meldunków o stanie okrętu. Okręt został zatopiony ogniem art. gdyż sternik łodzi która przyszła po ppor. mar. Guzowskiego zameldował mu że ma rozkaz zabrać go a okręt zostanie zatopiony artylerią.
Meldunek o uszkodzeniach pobrałem z fan page – Okręty Podwodne Rzeczypospolitej Polskiej.
/Lex